Poezja

Arsis


dodane wcześniej pozostałe wiersze dodane później

14 listopada 2024

Fluktuacje

Widzisz? Spójrz.. Na mnie. Albo na pustkę za mną, obok, tuż przy mnie. Albo najdalej…
Spójrz w głąb niczego. W mrok. W noc. W westchnienia zimne i ciężkie…

Posłuchaj jak przytula się do mnie cisza.
Wsłuchaj się
w to swoje okrutne milczenie.

To jest tutaj. I jest nie tutaj.

W odmętach jakieś szelesty. Za oknem deszcz. Wiatr kołysze gałęziami…

Szelesty uschniętych liści. Złotych, rdzawych… Liści umarłych.
Szorujących po asfalcie ulicy, po chodnikowych płytach. Po trotuarze…

Wiesz, nie ma tu ciebie.
I nigdy nie było.

Za oknami wiatr.

Odbija się i huczy kawalkada skłębionych chmur,
co snują się. Idą gęsiego.

Ten wiatr. Ten oto wiatr. I deszcz.

Wiesz, w tym zimnie.
W tym chłodzie
przytkniętych
do twarzy dłoni.

W tym szumie
płynącej w uszach krwi…

W pustym pokoju. Przy regale...

Przy ścianie. Stoję w niemodnej koszuli. I patrzę. W blask oczu, które mogłyby być twoje.
Ale nie są i nigdy nie będą.

W ten blask szarego popołudnia. W te okna, która są zastępczo twoimi oczami.
Oczami z fałdami firanek. Falującym bielmem. Atomową kataraktą...

Stoję i patrzę.
Patrzę
za ciebie.

I słucham, słuchając za ciebie tego ptaka, po którym
nie pozostała nawet szczypta prochu.

Stoję twarzą do ściany.
Tej oto ściany
pełnej grudek mikroskopijnego kwarcu.

Przywieram nosem, czołem do chłodnej powierzchni. Do bieli. Do tej pajęczyny pęknięć…
I podążam paznokciem po tych rzekach, dorzeczach. Po tych krainach gorączkowej fantasmagorii.

W ciszy mojego oddechu. W piskliwym szumie. W biciu serca…

Jesteś tutaj?
Ja jestem.

Za oknem szary świt.
Deszczowy dzień.
Za oknem nagie gałęzie kasztanów.

I w tej ciszy. W tej zakurzonej otchłani pełnej martwego czasu…
W tej opuszczonej komnacie z białych ścian…

W żeliwnych rurach przetaczają się ciche jęki, bulgotania…

A więc,
ktoś tu
jeszcze jest.

A więc coś tu jeszcze żyje, mimo że dawno umarło. Jest nade mną. Piętro wyżej. Na poddaszu.

Kroki nade mną. Kroki. Czyjeś kroki.

Tam i z powrotem.

T a m i z p o w r o t e m…

A więc coś tam żyje. Albowiem żyje moim własnym życiem. Żyje wciąż we mnie,
tylko milcząc.
W absolutnym milczeniu…

Tylko te kroki. Moje własne k r o k i…

Mój nieżywy od dawna ojciec. Moja umarła matka…

Chodzą i snują się bez celu. Dotykają ścian.
Dotykają ich opuszkami palców jak ja.
Muskają je, jakby w straszliwej ślepocie
wiecznego unicestwienia.

Muskają je jak ślepcy,
co próbują okiełznać
tajemnicę czasu i miejsca.

Ja tu z nimi jestem.
Między nimi.
Są i nie są, zarazem.

Przemieszczają się,. Płyną…
Przekraczają przezroczyste bramy z powietrza.

Przechodzę.

Wchodzę między nich. Między te dwa skrzydła drżącego chłodu. W samo centrum próżni kosmosu,
która jednak nie jest próżnią a przestrzenią kipiącą od kwantowych fluktuacji.
Do niedających się przewidzieć odchyleń. Stochastycznych zmian w czasie. Niewykazujących
żadnej tendencji i całkowicie przypadkowych.

Opieram się teraz plecami o lodowaną ścianę. I widzę przed sobą
w dziwnym migocie fotele, kanapę, stół…
Dwie pufy, stolik z kryształową popielnicą…

Drzwi obite skajem. Regał w kolorze orzecha, z którego spoglądają na mnie twarze. Zamazane.
Twarze bohaterów z zapleśniałych stronic. Zapomnianych.

Na podłodze stosy pocztówek
zaadresowanych do nikogo,
z jakichś tam bliżej nieznanych okazji albo niesprecyzowanej rocznicy.

Rozrzucone. Wyblakłe,
poprzecierane.
Pogięte krajobrazy.

Popękana emulsja na zdumionych obliczach.

Pergaminowych.

Zdumionych moim szeptem
do samego siebie…
Moją cichą przemową.

Moją litanią niezrozumiałych, niewyraźnych słów.

Patrzą się na mnie. Przeszywają na wskroś. I wszytko na mnie spogląda
w tej monotonni przepływającego kurzu.

Na lastrykowych parapetach nie do końca wypalone świece.

Wystygłe.

Kładę policzek
na zimnym
kamieniu
I dotykam palcem.

Obrysowuję te resztki pełne zaschniętych grud…

Na dębowej klepce rozlewa się
w szczelinie źrenic
plama bladego światła.

W kapiących z kranu kroplach.
Do zlewu pełnego rdzawych smug.

W tykającym zegarze… Zatapiam się w konstrukcie przeszłego czasu. Niknę...

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-11)

***

https://www.youtube.com/watch?v=RMCWaTl2KlE






Zgłoś nadużycie

 


Regulamin | Polityka prywatności

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1