Proza

Arsis


dodane wcześniej pozostała proza dodane później

11 września 2021

Heksaptyk chłopski

(Na motywach powieści pt. „Chłopi”, Władysława St. Reymonta)

I

Kuba

Przekręcasz się z wielkim trudem, leżąc na wprost wywartych wrót. Wystawiasz drżącą rękę ku srebrzystej smudze księżycowej poświaty, ku wirującym powoli cząsteczkom kurzu. Zimno, coraz większe zimno. Nadciąga śmierć…
Ręka opada ci na pokrytą słomą i zwierzęcymi odchodami ziemię. Ciche końskie rżenia, sapania, mlaskania ozorów. Krowy wystawiają ze swoich zagród rogate, szerokie gębule. Spoglądają swoimi bezrozumnymi ślepiami, błyskając odbitym światłem, ledwie zauważalnymi ukłuciami, jakby dalekich gwiazd. Przez usłane zwiędniętymi liśćmi podwórze przechodzi falami weselny tumult, przemykając ponad twoją głową, bych pomknąć daleko, dalekuśko… ― w boży świat. Rozświetlone, otwarte okna, uśmiechnięte, rozkrzyczane twarze… Piski… Głuche tupoty taneczników… Migające kolorami stroje, korale… Pędząca niczym górski potok szalona gra skrzypeczkowych muzykantów…
Pot pozlepiał ci przerzedzone, siwe włosy. Podnosisz ciężką, pulsującą głowę, obserwując, zachwycony, jaśniejące światło. Ktoś głaszcze cię, obejmuje. Szeleszczą liście rozchwianych gałęzi, szepcząc cicho pacierze. Cosik jeszcze niewyraźnie mamroczesz, Kubo, deliberujesz, rozważasz, pomimo śmiertelnego skurczu. „Jezusie, Maryjo!...” ― I oddajesz ducha w Panajezusowe rączki, dostrzegając taką miłość niezgłębionych ócz.

II

Jagna i Antek

Biegniecie przed siebie, porwani nagłym, gorącym uniesieniem, czując błogość, szczęście, gwałtowny ścisk…
― Jaguś, ty moja…
― Jantoś, jedyny mój, jedyny…
Cosik pulsuje we wnętrzu. Dzieją się tam jakieś dziwne rzeczy. Biegniecie przed siebie. Śnieg skrzypi pod stopami. Sine, ciężkie obłoki zawadzają o rozkołysane gałęzie pojedynczych drzew, o bezlistne, rozczapierzone palce… Wiatr pogwizduje, hula, kręci.. Przypływa, odpływa… - cichnie. Mróz czerwieni nosy. Błyszczą zeszklone oczy, nabrzmiałe usta...
Chcecie zgnieść rozgorzałe serca pożądliwie, drapieżnie, dziko! (nikt was teraz nie zdoła rozewrzeć!) Upadacie ze śmiechem. I choć ćma coraz większa, coraz większy gęstnieje mrok, chociaż zabrnęliście niebacznie w bez-świat nieznany… Choć już bura noc, oraz mgły przechodzą skrajem lasu, chociaż zostawiliście daleko wszelki gwar wiejskiego życia, wciąż buzujecie namiętną krwią…
― Zniewoliłeś me. Cużem ja teraz poredze?
― Cichoj, Jaguś, cichoj.
― Bojam się, Jantoś. A jak nas obaczą?
― Ciii…
Łapiecie oddech, niczym pływak zaczerpujący powietrza. Jednakże, mimo ryzyka śmierci ― schodzicie znowu… ― głęboko, najgłębiej… Oddychacie sobą, będąc już tylko sobą. Nierozerwalni, spleceni… ― przygnieceni nieskończonym niebem.

III

Hanka

Dlaczego jesteś smutna, Hanuś? Idziesz samotnie zaśnieżoną drogą. Mijasz rozświetlone okna chałup. Przejrzyste niebo migocze gwiazdami. Wschodzi nad lasem okrągluśka, księżycowa twarz. Zimno ci. Obejmujesz ramionami próżnię lodowatego powietrza. Zamiast kożucha, masz jedynie cienką, podartą chuścinę. Zamarzają ci pod oczami strużki łez. Płaczesz cicho, cichuśko, wznosząc zapuchnięte wysoko oczy. Drepczesz drobnymi kroczkami… - samiuśka, otoczona bezbrzeżną otchłanią nocny… Dochodzą cię dalekie, żałośliwe zawodzenia, jęki. „Jezusie, Maryjo!” Klękasz przed Panem Jezusem na pustym, mrocznym cmentarzu. Składasz dłonie do modlitwy, aże słychać jedynie łkający szept pacierza. ― „Ojce nas, któryś jest w niebie (...)” ― Wiatr tarmosi gałęziami topól, wierzb… Ulatuje. Pędzi po zaśnieżonych polach. ― „(…) chleba nasego powsedniego daj nam dzisioj (...)” ― Wilki ciągną dalekuśko swoje przejmujące wycia aż cierpnie skóra. ― „(...), ale nas zbaw ode złego. Amen.” Żegnasz się skostniałymi od mrozu rączętami, padając na twarz w bieluśki śnieg, by, leżąc krzyżem, zażebrać gwałtownym płaczem ― o zmiłowanie.

IV

Maciej

Okrągluśki księżyc zagląda przez szeroko wywarte drzwi pokoju. Dochodzi skądsiś ściszony szept. Otwierasz, Macieju, szeroko oczy, chcąc dojrzeć lepiej srebrną smugę światła, pełznącą powolutku po ścianie. Wyraźnieją kontury okrytych półmrokiem przedmiotów. We framugach okna migoczą niedosiężne gwiazdy. Obserwują cię obojętnie święci, spomiędzy drewnianych, zakurzonych ram. Śpik wiekuisty zmorzył całą ziemię. Nastał czas niewidzialnych, zbłąkanych dusz. Ktoś ciebie nawołuje. Kto? Wstajesz powoli z łóżka, tchnięty nagłym impulsem. Wzuwasz długie cholewy. Dotykając rozedrganą dłonią drzwi, przekraczasz próg wiosennej nocy.
Wszystko jest dla ciebie takie dziwne. Wiatr rozwiewa ci włosy. Jesteś blisko… ― ale to coś ― zaraz pierzcha za kotarę mroków niepamięci. Jednak ponownie zaczynasz rozumieć, obejmując ze zdumieniem głowę, lecz ― ogarnia cię pustka… Znowu kolejny błysk świadomości rozjaśnia absolutną czerń. Chwytasz kolejne sprzęty… Juściś cosik wyciągasz, juściś… ― znowu nic…
Stajesz po środku pola zapatrzony przed siebie. „Jezusie, Maryjo! Tyle zeczy, tyle…„ ― mamroczesz niewyraźnie, rozważasz... Wiatr targa młodymi liśćmi wierzb, otacza cię… Wszystko nachodzi… Ogromna, księżycowa twarz… Światło wciąż ogromnieje do niebywałej jaskrawości… Klęcząc, szepczesz pacierze ze złożonymi ściśliwie dłońmi… Śmierć kreśli ci na podniesionym czole krzyż.

V

Jagna i Jasio

Widzisz, Jaguś, jego cudowne oczy. Uwielbiasz ten rozmodlony, mądry głos. Wtedy, kiedy czyta ci przeróżne historie z książki o dalekim świecie. Uwielbiasz historie o królach. To taki inny świat.
Czy kochasz? Tak. Kochasz nad życie, mimo że miłość to nieodwzajemniona. Oczekujesz każdego spotkania z łomotaniem serca. Podziwiasz go rozmiłowanie, przystrojonego za ołtarzem, odprawiającego mszę, jakoby zstępował anioł z jasnymi loczkami. Słuchasz jego przedsennych modlitw podczas dusznej, pachnącej jaśminem nocy, ukryta pod jego otwartym oknem…
Czy on wie? Nie. I nigdy się nie dowie. Tajemnica miłości przeogromnie słodka, paląca cosik we wnętrzu. Marzysz tkliwie o każdym, niewinnym muśnięciu. Bo miłość to niewinna, przepełniona zapachem kwiatów, lekkością motyla, rozwianym puchem mleczy… Choć wiesz, że jest beznadziejna, niespełnialna, obarczona klęską, wciąż czekasz niewysłowienie tęskniąc. Bo jest piękna, pięknością szczęśliwych ludzi, idących przez rozsłonecznione, falujące łany złotych zbóż. Którym, mimo zagubienia, nie potrzeba jakichkolwiek drogowskazów.

VI

Jagna

(Koda)

Nie płacz, Jaguś. Chodź. Obetrę ci delikatnie kapiące łzy. Stoisz przy oknie, okrywając ramiona połataną chuściną. Ptaki przelatują, gdzieś nad żółtymi polami więdnących kwiatów. Ogromne słońce dotyka ziemi… Ciemnieje…

(Włodzimierz Zastawniak, 2018-12-17)






Zgłoś nadużycie

 


Regulamin | Polityka prywatności

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1