30 kwietnia 2010
***
Trzymając w jednej ręce wieczność
a w drugiej skończoność
przemierzam powolnymi krokami
drogę do domu.
Mieszkam na skrzyżowaniu
ulicy Pustej z Samotną.
Mam tam mały domek
a w jednym z pokoi
kącik w którym płaczę.
Wtedy kiedy czuję
że muszę.
Bywa że całymi latami.
Wyprowadzam na spacer
uczucia.
Nienawiść chodzi w kagańcu.
Na wszelki wypadek.
Gwiazdy z nieba
zbieram spojrzeniem
a potem udaję
że chowam w dłoni
i kiedy nikt nie patrzy
zawieszam na suficie.
Wieczorem obserwuję
przez okno cienie drzew.
Jestem przerażona
ich ponurym szeptaniem.
Od zeszłego lata trzymam
w szufladzie
ciało szerszenia który
umarł pod kubeczkiem.
Było mi tak przykro.
Chyba wypuszczę
księżyc zza szafy.
Umyje mi włosy
poranną rosy
by schły w oślepiającym blasku dnia.