1 maja 2010
malowanki. zamykanie
znów. chropowatość poranków ziębi
jak niechciana prawda i odkrywane tajemnice,
od których świat wydaje się prostszy.
bajki i baśnie bez zakończenia, zasłyszane rozmowy,
wciąż te same zdarzenia. wozy turkoczące po niewidzialnym
bruku, śpiewy jezuitów nad stawami, wśród ruin mgły
pogasłe, uczucia,
myśli o tym, co było, będzie -
/jestem zmęczona/
szukaniem pytań, a wszystkie odpowiedzi
namalowane dawno wyschły.
/nigdy nie chciałam usłyszeć tłumaczeń i wymówek
zbyt logicznych. chwilami w nie wierzyłam jak
wtedy, gdy uciekałam przed niewidzialnym
upiorem. z przestąpieniem progu wszystko cichło./
stopy na trawie już mokrej wieczorem, dzwony
kołyszą ciężkie powietrze. gdzieś w pamięci śmieszne,
kolorowe rysunki o przyszłości
/odkładam kredki.
zamykam się od środka. na patyk./