9 lipca 2012
Paryż (inaczej)
Z Gabrielem rozeszłam się na wiosnę. Nie kłóciliśmy się, o nie. Po dwóch latach było po prostu nudno. Zaczęłam sama chodzić do filharmonii, bo Gabriel nie był muzykalny i tam, którejś niedzieli, na poranku poznałam klarnecistę. Na imię miał Rajmund, co obniżało nieco jego atrakcyjność i małą głowę, a to z kolei odbierało mi całą przyjemność z pocałunków. Grał jazz.
Nieomal od początku naszej znajomości uczestniczyłam w próbach jego zespołu jako widz. Pianistą był znany muzyk. Duża sala w Hybrydach, pusta i ja siedząca z tyłu na krzesełku. Z nikim nie rozmawiałam, bo to był inny świat, świat mający swój własny język. Mój język nie miał tu zastosowania. Zresztą pianista onieśmielał.
Rajmund mnie odprowadzał, chodziliśmy na spacery i tylko raz byłam u niego w domu. Byliśmy wtedy sami, ale broniłam się zaciekle. Musiało być jeszcze zimno, bo miałam na sobie ciepłe bawełniane majtki. Nie domyślił się, że to o to chodzi, że dlatego nie pozwalam się jemu uwieść.
Na uczelni widywałam się z Gabrielem. Nie wiedział co się stało. Nie rozumiał dlaczego nie wychodzimy razem. Wkrótce jednak moja zdrada stała się oczywista. Któregoś dnia zobaczył mnie z klarnecistą. I to go zabolało. To nic, ze sam wybierał się do Paryża, na zawsze i beze mnie.
Nie tylko był zdradzony, ale zdradzony jawnie. Wszyscy to widzieli. Rajmund przychodził po mnie na uczelnię. Jednak po incydencie w jego mieszkaniu stracił zapał., a ja straciłam chęć do spotkań.
Dostrzegłam wtedy, że coś się dzieje wokół mnie, coś, w czym nie biorę udziału. Zmowa? Gabriel miał pokój w domku na terenie ogródków działkowych, nasz pokój i teraz zapraszał tam na prywatki. Prawdopodobnie każdy przynosił to co miał, ale zabawa musiała być chyba niezła. Pogłoski zaczęły dochodzić do mnie, chociaż nikogo nie dziwiła moja nieobecność. Ludzie się rozstają, a Gabryś się dobrze bawi. Jest w euforii. Wolny. I tylko ja wiedziałam o co chodzi. Chodziło o to by nikt się nie domyślił, że przegrał. Zdradzony, opuszczony? O nie. To ja miałam być zdradzona i opuszczona. Tak bardzo mu zależało na tym, żeby tak myślano. A ja wiedziałam, że robi to z mojego powodu i odczuwałam satysfakcję. Jeśli zadawał sobie tyle trudu by mnie zranić, widocznie był zraniony. Ale mnie stawał się obojętny.
Październik na ASP zaczął się od przygotowań do wycieczki. Paryż. Mnie to nie dotyczyło wcale. Skąd miałabym wziąć pieniądze? Ale Gabriel był podniecony. To była jego szansa. Zostanie tam. Ucieknie. Wiedziałam o tym. Tylko ja.
Musiało mu zależeć na tym, żeby się pożegnać, być może zależało również mnie, bo w przeddzień wyjazdu szliśmy przez całe miasto do jego klitki w ogródkach na Mokotów. Trochę się tam zmieniło. Łóżko stało przy innej ścianie.
Widocznie bardzo tego chciał, a ja uległam. Ale już chyba bez emocji. Tak mi się wydaje. Pamiętam, że siedzę na tym łóżku już po wszystkim, wciągam rajstopy, a on patrzy. Patrzy na moje nogi, potem twarz. A ja? Nic to już dla mnie nie znaczyło. Dał mi książki. Te, z którym się nie rozstawał. Potem odniósł mi je pod same drzwi. Nie wszedł. A może sama je odniosłam? Nie wiem. Bo tego już nie pamiętam. Bo po tym co się stało, wszystko co dotyczyło Gabriela znikło w jakiejś brunatnej mgle. Zapadło się. Jakby przestało istnieć.
Wycieczka do Paryża wróciła po tygodniu bez Gabriela. Co się działo za kulisami nie wiem. Czy ktoś wyleciał? Pewno tak. I kto był przesłuchiwany? Nie wiem. Mnie nie pytano o nic.
Po pewnym czasie Gabriel zaczął pisać do mnie. Pisał gdzie mieszka. Że w łazience. I sypia w wannie. Nieźle. Powiodło mu się. I pytał, czy przyjadę. Nie przyjadę. Bo był ktoś inny, ktoś był zawsze, ale tego nie napisałam. Po co?
Pogłoska, ze Gabriel mnie porzucił, żyła. Po latach, w gronie znajomych, kiedy jeden drugiego pytał o mnie, najlepiej poinformowany opowiadał, że kiedy zostałam sama na pewno się załamałam. Nikt o mnie niczego pewnego nie wie, więc chyba jestem nikim.
To prawda. Jestem nikim. Lecz nie z powodu Gabriela.