Leszek Czerwosz, 3 listopada 2015
Korytarze pionowe, poziome
przewodzą zapachy domowego obiadu,
a od czasu do czasu
wiodą ludzi na pokuszenie
pomylenia drogi lub piętra.
Wmawiam sobie,
że to zabłąkana winda
aż tu mnie przywiozła.
A teraz jest za wysoko,
by po ścianie pionowej zejść bezszelestnie.
W niebieskim świetle krew będzie czarna.
Albo w świetle białym - twarz czerwona.
To jest w końcu
tylko dyskretny wybór
kolorów życia.
Leszek Czerwosz, 3 listopada 2015
Czasem piszę wiersze i zaraz do niszczarki.
Głuchym mlaskiem rozmieniam
szczęście na papierowe wstążki.
Po egzekucji siadam rozbity przy biurku.
Szarość w blasku halogenowej lampy.
Chcę zapłakać jak dziecko.
Zraniłem dłoń, krucha szklanka. Potem krew,
odłamki. Błyszczą w świetle, prowokują.
Znak, że jestem, że czuję.
Wyjąć szkło, ból przeczekać.
Rana zagoi się. O wszystkim zapomnę.
Ale czy warto upodabniać się do roślin?
Leszek Czerwosz, 17 marca 2015
szukałem w pamięci
obrazów z natury
dźwięcznej
wypukłej i kolorowej
przedawniona
matowość blasków
jakże przyjemna jest
pod palcami
widać wszystkiego
nie zapomniałem
dotykiem
z inspiracji wierszem em_ "czy jeszcze możesz o mnie myśleć"
Leszek Czerwosz, 14 lutego 2015
bez spoglądania
na czerwone
na skrzyżowaniu
przylgnijmy wargami
i dalej dalej
Leszek Czerwosz, 2 listopada 2014
wiem wiem
ten połysk jest szklistością rogówki
co pewien czas zwilżany łzą
nie mówiliśmy
nie było trzeba
przez chwilę
mrugnąłem
znikły
Leszek Czerwosz, 30 października 2014
umowa na kredyt
odnawialna
co dzień picie
w nocy nie biję cię
przecież
rata w naturze
Leszek Czerwosz, 25 października 2014
Bawię się kostką Rubika,
nie od dziś tak się nakręcam.
Jeden ruch przechyla całe domy,
głowa ląduje na suficie albo
poślizg po równi pochyłej.
Teraz w ogrodzie mam
rozsypaną piaskownicę.
Jak zwykle ból i ten trzask
pękających linek.
O czym myślisz
na przeciwległym brzegu rozpaczy,
po każdej zmianie bliskości
do obcej otchłani?
Że poszarpane nerwy są
nie do naprawienia?
A jednak wróci uporządkowanie
spraw codziennych, jak zawsze.
No wiadomo, już po raz ostatni.
A z czasem nowe przyrzeczenie,
stabilna przestrzeń.
I tak do ponownego
ciskania kośćmi o ścianę.
Nie uwierzysz, jak przeszłość
bezczelnie wchodzi sienią.
Ciało upomina się o spełnienie
podarowanej kiedyś obietnicy.
To przeciwieństwo
jest w każdym wymiarze.
Czasu mamy, jak zwykle,
za mało. Tylko czemu ten kur
zawsze, kurwa, pieje o północy?
Powoli gubię się w strategii kolorów.
Niepewność coraz mocniej boli.
Rozkładowy lot bez kontroli losu,
lecz chyba ktoś tym światem
jeszcze steruje. Chaosem
ludzkich spotkań, rozstań i powrotów.
A całe to cierpienie potrzebne jest
do osiągnięcia plastikowej harmonii.
Jakiejś trójwymiarowej nirwany.
Ale komu i po co?
Czy ten cholerny konstruktor
to nadal żyje?
Bezpieczne miejsce jest tylko
na przegubie*. Ja stamtąd filuję.
Z maszynowni świata. Dobrze jest
widzieć i wiedzieć. Jako intymny
przyjaciel. Z bardzo bliska,
a nawet bliżej. Ale wtedy jestem
już jakby poza. Nawiasem mówiąc,
bywa miło. Jej posłucham,
jemu radzę. Niekoniecznie.
Nocą można by zejść do ogrodu.
Od dawna kusi chodzenie boso,
po kryjomu. Chociaż przez pięć minut.
Ech!
Zakręcę raz jeszcze kołem fortuny.
No i nie wiem.
Tej rosyjskiej pewnie
byłoby najlepiej.
*przegub jest elementem spajającym kostkę Rubika w całość i umożliwiającym obracanie się warstw złożonych z elementarnych sześcianów.
Leszek Czerwosz, 13 października 2014
Ostrzem skalpela, ze skóry na przegubach
zdrapywała zbrązowiałe niedoskonałości.
Efekty eksperymentów na doczesnym.
Rozmiłowanie, natrętna powtarzalność.
Już poza granicami wszelkiego absurdu.
Hardkorowy dzień – dziś wygasiłam słońce.
Za dużo już tego światła wokół. Mdli i parzy.
Ten karzeł będzie na powrót wciągać swe promienie.
Śmieszne. Przyzwyczajony do świecenia
jeszcze zatęskni, gdy tylko zechcę.
W kolejnej nocy znowu w blasku.
Szał na żylecie. Bez trzymanki.
Technicznie perfekcyjna, profesjonalnie obca.
Wieczne nienasycenie w niepoliczalnej goryczy.
Tyle lat samogwałtu nadaremnie.
Po akcie zdejmowania skóry sama. Jak zazwyczaj.
Obserwowała delikatną siatkę pulsujących naczyń.
Przecięte nerwy poszukują się nawzajem.
Czy to tęsknota? Choć sygnalizacja dysfunkcyjna,
parła, aż poczuła smród. Odrzuconego białka.
Manganowe dendryty są tylko imitacją życia.
Reinerwacja niemożliwa.
Leszek Czerwosz, 7 października 2014
Zanim noc mnie uwolni z czarnych warkoczy,
leżę rozanielony słodyczą snu.
Świt znowu rozpocznie się krzykiem,
mokrą kaskadą niezadanych pytań,
gdy widzę fałsz twoich odpowiedzi.
W szklistości rogówki mam powidoki.
Nadbudowują krajobraz cherlawy.
Nawet połysk paznokci więcej mi podszepnie,
niż będziesz zdolna powiedzieć
lub kiedykolwiek wydarzyć się mogło.
Dzikość oczu jest nie do wydrapania.
W potłuczonej szybie przenikają się
wielokrotne odbicia. Każde jest przeciw.
Warstwy pamięci o lata odległe
- napięte sprężyny - i nie ma przebacz.
Jestem tu widzem i aktorem. Wiem, że
sprawiedliwość przyjdzie i że z czasem - każdy
promień światła znajdzie swoją ścieżkę,
co brudne plamy przewiny odkryje.
Lepiej uderzyć wcześniej, nim oślepnę.
Lub lepiej uderz sama.
Leszek Czerwosz, 22 września 2014
naszą rozmowę
rozpocząłem palcem
ugięty wskazujący na jot
niby z przyzwoleniem
lecz bez odpowiedzi
poparłem gestem el
nim pomyślałem o
ono stawało się
na zmianę z małym qu
zakończenie nastąpiło
z silnym akcentem
jak to na dłoni
stosunek analfabetów
odbywa się bez słów
zbędnych
wystarczą same-głoski
litery o u a
to już refren kanonu
moje suche y
zabrzmi pewnie egoistycznie
gdyby nie dźwięczne m
wtóruje odpowiedzią cudną
- ale się nagadaliśmy
- no to kiedy znów
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.