17 stycznia 2018
Exe wersja 2084
Winston dostał się wreszcie do upragnionego Departamentu Biologii. Obiecali mu nawet etat za całe dwa tysiące. Jeśli się sprawdzi. Czuł, co prawda, obrzydzenie, ale sprawdzał się, gdy monitorował emocje. Nie, nie swoje. Przecież, że nie swoje. Właściwie niczego nie musiał kontrolować - nagroda czy też kara były już zaprogramowane, wszyte w maleńki układ immunizowany do obiektu. Aparat reagował prawidłowo, tylko czasem nie rozpoznawał odpowiednio przyczyn zdenerwowania i walił nieco na oślep. Obiekty były potem ogłupiałe, ale w końcu uczyły się, a może właśnie dlatego uczyły się, że lepiej się nie wychylać, nie starać się samodzielnie interpretować nieoczekiwanych bodźców. Nikt nikomu nie zakazuje czuć przecież, ale żeby od razu niczym zwierzęta tak jeżyć kark.
Obiekty przyzwyczajały się łatwo i co ciekawe, ich dzieci, a tym bardziej trzecie pokolenie już bez problemu przechodziło akulturację. Obserwował nawet pewne przechłonięcie bodźców, ale nie było wyrazistych reakcji tętna czy oddychania i jakże typowych reakcji humoralnych. Pomyślał, że gdyby wyłączył teraz zasilanie, to mógłby podwójnie raportować powodzenie programu. Ot, inteligencja i to ta emocjonalna. Niby zwalczana, a jakże potrzebna w utrzymaniu się przy życiu. Z niesmakiem interweniował w sytuacjach nieprzewidzianych. Co za dużo, to niezdrowo. Dosłownie.
Służył do tego specjalny panel, taki wizjoalarm. Nawet się zdziwił, że tak szybko udostępniono mu dyskretną i bardzo wrażliwą podprzestrzeń aplikacji. Ale równie szybko zrozumiał, że mógł w ten sposób stać się nie tylko potrzebny, ale i bardzo użyteczny. Dlatego dostał tę pracę. Bardzo chciał - nie tyle, aby przypodobać się komisarce - była właściwie dla niego niedostępna - ale myślał o niej z pewnym przejęciem. W końcu pracował, wiadomo gdzie, to i zdawał sobie sprawę, że skoro poddał się immunizacji i to dobrowolnie - to i teraz zmieniły się jego potrzeby. Na zawsze. Wiedział, że tak będzie, ale... No chciał i miał. I koniec!
Nowoczesny wizualizator stał się teraz jego ulubionym gadżetem. Osiągał szczyty zadowolenia dość szybko i całkowicie bez poczucia przekroczenia uprawnień, co kiedyś kosztowało go tydzień publikowania swojej samokrytyki. A nie wszyscy chcieli mu potwierdzić przyjęcie do wiadomości, jakby sami nie byli nigdy w takiej sytuacji. Może nie pamiętali.
Co ciekawe, wolno mu było nawet w pracy. Nie był wtedy pewien, czy te komisarki nie posługują się całkiem nieoficjalnie kanałem protekcyjnym, sam kiedyś zbocznikował aplikację poprzedniego opiekuna, zobaczył wtedy obrazy, których powidoki zostały mu w pamięci na całe życie. Najważniejsze, że jego wizualizator miał dostęp do komend panelu roboczego i gdy zachodziła potrzeba nagłej interwencji w układ doświadczalny, to magnotema była pod ręką. Gdy tylko zachodziła potrzeba. Żeby ktoś czegoś nie pomylił, ani palec, ani ręka do tego nie były potrzebne, to już nie ta technika. Wystarczył sam zamiar. Należało tylko kontrolować emocje. Własne emocje. Ale tym się wcale nie martwił. W razie czego była przecież komisarka i ona miała działającą aplikację. I też była na służbie.
A na dodatek była taka śliczna.
W tym momencie poczuł w sobie jakby prąd, usłyszał głuchy strzał, zadrgały powieki, nawet na chwilę się zamknęły. Serce rozpoczęło od nowa swą pracę. Leżał teraz ogłupiały, jak nagle obudzony i w miarę dochodzenia do siebie wzmagał w sobie poczucie winy, już nie pamiętał tylko za co.