12 sierpnia 2010
Dom w Bon Accord
Margaret była pomarszczonym słońcem, najstarszą z żywych
idąc do snu potrząsała kulę ze śnieżnymi płatkami
i zanim opadły, wykrzykiwała zawsze ten sam hymn
"Kto to idzie? To Margaret i Jim, to Margaret i Jim, to Margaret i Jim!"
jej wrzask nie dawał nam spać, ale Jim zasypiał chyba w jej pamięci
jej uśmiech nagle rzedł, kwiaty więdły, a na biurku
drewniane konie rozpasły się na plastikowych łąkach
Działała mi na nerwy, aż pewnego razu grzebiąc w jej rzeczach
znalazłem zdjęcie. W słomkowym kapeluszu, piękna kobieta
oparta o żywopłot, na którym zawisły wonne okruchy dnia.
zazdrościłem przez chwilę Jimowi, widząc jej obłęd, pasję i rozpacz
Nazajutrz jej łóżko było puste, a kucharz przypalił obiad
śmierć miała zapach fasolki po Bretońsku