6 czerwca 2017
Loty ćwiczebne
Po zmroku odrywam ostatni zapięty
guzik. Ciasno upycham w pościel
nużące modlitwy — niezbyt wygodnie,
ale gdyby przyszło się nie obudzić
będzie jak znalazł na drogę.
U jej kresu nieunikniony powrót
do wody, jeszcze nierozdzielnej.
Tam puszczę pączki, zakwitnę
i nawet nie pomyślę o porannej
kawie. Nie wspominając o miłości.
Tylko że skrzydła
podcięte sprawną ręką rzezaka,
rytualnie.