26 czerwca 2017
Wylinka
Szur, szur, szur
— sepleniący szelest realizmu.
Wciąż wije się w ciemnych zakamarkach,
zmienia skóry.
Oślizgły, ale chłodny w dotyku,
aksamitny — językiem wybiera drogę
myślą.
I nie pomaga malowanie ciała
w ochronne wzory. Kolejne warstwy farby
łuszczą czas.
Upływa w sekwencjach zmian
pogody. A parasole dziurawe od podeszwy
do podszewki.
Lustra, zasnutego misterną siecią łamstw.
Więc ucieczka przez zakrzywienie przestrzeni
korytarza. I tylko, uparcie, z tyłu głowy:
Szur, szur, szur.