Sztelak Marcin, 19 września 2010
Motorynki rdzewieją bezużyteczne. Kominiarze w białych
rękawiczkach
wygrywają mazury. Na cztery ręce. Fortepiany szczerzą kości.
Struny
napięte duszą dźwięki. Bez litości. Zasłuchani listonosze
gubią torby.
Niedoręczone przesyłki wyścielają rowy przydrożne.
Kloszardzi mogliby czytać przed snem wyznania miłosne. A tu
pisma
urzędowe, rachunki i ponaglenia. Tylko papier dobry na
skręty.
Albo na pisanie wierszy. Takich do przeczytania w
samotności.
Lub w zatłoczonej spelunie, o godzinie już wszystko jedno.
Stare Cyganki wróżą z fusów i z kineskopów które zaszły
bielmem.
Nostradamus po nocach wypisuje hasła na murach. Raju nie
będzie
i tym podobne brednie. Powoli zasypiam w multipleksie.
Tęsknię
irracjonalnie za kinematografem. I za czymś jeszcze.
Już cisza. Zaczyna się wreszcie.
Sztelak Marcin, 17 września 2010
Jelonek rogacz jest pod ścisłą ochroną.
Ku rozpaczy okolicznych entomologów.
Szpilki rdzewieją.
Gabloty zarastają kurzem.
Poldery są pełne zbieraczy trzciny i puszek
po miłośnikach nocnych wrażeń. Ślepe oczy
kretów poszukują słońca. Czarne koty bezczelnie
przynoszą pecha.
Stany alarmowe przekroczone. Woda w piwnicy.
Na ratunek ogórkom kiszonym i stertom węgla.
Grupa poszukiwaczy szczęścia w zgrabnej łódce.
Na moście załamany moralista.
„Wścieklizna się szerzy wśród młodzieży”
Nie udało się zaszczepić hasła na murach.
Pokrytych impregnatem na graffiti.
Sztucery rdzewieją. Bezużyteczne.
Rozliczne problemy w sprawie pozwoleń.
Na odstrzał.
Chociaż przez lunetę można zerknąć.
Ukradkiem.
Sztelak Marcin, 15 września 2010
Czerwony człowieczek z sygnalizacji świetlnej ma na imię
Radek. Wyprężony na
baczność. Niezależnie od kierunku
wiatru. Deszcz drąży asfalt. Korzystając z okazji umywam
ręce. Zawsze mam przygotowany kamień i na szczęście
zapchane kanaliki łzowe.
Za, dajmy na to lat dwadzieścia będę odrobinę mądrzejszy.
Może nawet bardziej niż bakterie w mojej łazience.
Zapiszę się na kurs samby. Częściej będę korzystał z rzadko
używanych liter alfabetów.
Na razie spokojnie smażę naleśniki na zardzewiałej patelni.
Dziękuję, nie tańczę. Choćby to była ostatnia okazja.
Światła powoli gasną, ja wciąż nie wiem kiedy się kończą
zapusty. I dlaczego śledzie są postne.
Sztelak Marcin, 14 września 2010
Bezruch się rozwija. Postmodernistyczne.
Zasłyszana fraza, powtarzam ze słuchu.
Istnieje możliwość pomyłki.
Do jasnej cholery nie jestem buntownikiem.
Nie wysyłam smsów do nieba.
Może czasami bywam niegrzeczny dla staruszek.
Usprawiedliwia mnie nieznośna lekkość,
albo coś w tym stylu.
Już się nie upijam do nieprzytomności.
Coraz rzadziej kłamię. Pomijając sytuacje bez wyjścia.
Przykładowo w podmiejskim autobusie, bez biletu.
Pisuję tylko w nocy. Skrupulatnie przeliczając słowa.
Za pomocą wzoru na pole kwadratu.
Obserwuję gwiazdy, uśmiecham się do dziewcząt.
Nie pragnę ich wykorzystać.
Dużo czytam. Z górnej półki.
Wspinam się do niej na palcach.
Kupując prezerwatywy nie rzucam głupich uwag.
Zbieram pięciogroszówki. Na gorsze czasy.
Oglądam telewizję, szczególnie programy informacyjne.
Może nawet staram się zrozumieć.
Bez przeklinania.
Sztelak Marcin, 13 września 2010
Odliczam godziny za pomocą kamieni i zardzewiałej puszki.
Nocami tworzę poemat z węzełków kipu. Słucham ptaków
porozmieszczanych niczym latarnie. Punkty odniesienia
wijące gniazda z czego popadnie.
Z rzadka słychać dzwony. Niewyraźnie się plączą w koronach
drzew. Czasami trafi w nie piorun. Rozłupie aż żywica splami
nieskazitelną biel prześcieradeł. Rozłożonych na wszelki wypadek.
Gdyby szyszki miały spadać jak śnieg.
Zdziczałe koty leniwie baraszkują. Omijane przez zbieraczy
leśnego runa. Okna mojej chaty są wiecznie zamglone.
Nie rozróżniam poranków. Wieczorami jest wyraźnie chłodniej.
Odgłos kroków zanika w ciszy. Nie mogę krzyczeć.
Zagłusza mnie rechot żab.
Sztelak Marcin, 10 września 2010
Śmietniki zamknięte na cztery spusty. Człowiek za wąski w
uszach.
Dla absolutu.
Sklepy z używaną odzieżą świecą pustką. Dostawa utknęła w
korku.
Na przedmieściach.
Ogień bezwstydnie trawi domy łapczywych sklepikarzy i nory
cwaniaków.
Po równo.
Ocalenie w basenach z błękitnymi kaflami i systemem filtrów.
Brak części zamiennych i sytuacja ogólna nie sprzyjają
rozwojowi teorii
bytu czy ewolucji.
Przydrożne kramy oferują niedojrzałe śliwki. Turyści z
rozdziawionymi ustami
zasysają wiedzę.
Przewodnik wymyśla ciekawe historyjki na ostrych imprezach i
nasiadówkach
w Klubie Miłośników Waluty.
Autokary grzeją silniki na pilnie strzeżonym parkingu.
Tymczasem:
W komfortowych apartamentach sprzątaczki tańczą tango na
parkietach
z tekowego drewna. Słońce zachodzi dwadzieścia minut za
wcześnie.
Przypadkowo zagubieni podróżni niecierpliwie czekają na
gwiazdy.
Tandetne kompasy z chińskiego plastiku niezmiennie pokazują
północ.
Ślimaki pełzną w sobie tylko wiadomym kierunku.
Sztelak Marcin, 10 września 2010
Poeci włóczą się po nocach. Krzyczą hosanna na widok ulicznic.
Wystarczy im wino i ten cholernie nadęty księżyc.
Nawet jeśli coś gnębi, uwiera pod podszewką.
Dookoła przechowalnie mięsa, osiedlowa garmażerka.
Gdzieś tam grają podzwonne dla baletmistrzów z artretyzmem.
I ich przyciasnych poglądów w temacie jezior i łabędzi.
Biją na trwogę – kogo to obchodzi kiedy ciemność wykreśla granice światła. Kiedy wódka tak ostra a łzy takie sztuczne. Szczególnie
w kontekście ust na ustach. Niezmywalnych znaków na lustrze.
Garść niebieskiego mchu pod głowę, pomięty papieros bo noc
taka zimna. Kopiowy ołówek i już można pisać podręczniki
do miłości i szczęścia. Niegramatycznie - ale jaka potęga słowa.
Sztelak Marcin, 9 września 2010
Z atomów na twoich wargach można by stworzyć
gwiazdy. Na nowo. Absolutnie piękne.
Tymczasem czerwone olbrzymy chylą się ku białym karłom.
Nieciekawe mamy alternatywy w tym zapyziałym zakątku
galaktyki, może nawet wszechświata.
Słońce kiedyś zgaśnie, taka kosmologika.
Nikłe szanse na spotkanie czarnej dziury. Aby zakrzywić czas
i przestrzeń. Jesteśmy skazani na domniemania.
Fantastyczne opowieści. Odbieranie szumów i trzasków.
Tęskne zerknięcia na księżyc.
Z atomów na twoich powiekach można by tworzyć.
Na nowo. Absurdalnie pięknie.
Sztelak Marcin, 9 września 2010
Tłum pełznie jak tłusta dżdżownica. Sznurowadło starego
poszukiwacza
puszek. A z butów wyłażą onuce. Wspomnienie zapałki na
czworo.
Lalki Barbie w sztucznym tłoku zamawiają cheeseburgera i
frytki.
Cola do popicia. O smaku Ameryki. Ubikacja w MacDonaldzie
też jest zdatna do spożycia.
Tymczasem Alicja biega na bosaka w okolicach jesiennych
parków.
Gdzie już nikt nie uprawia seksu. Stara wariatka z
wyleniałym królikiem.
Opowiada bajki grając w trzy karty. Musi jej do pierwszego
wystarczyć.
W krzakach się czai strażnik miejski. Tym razem bez
halabardy.
Mandaty i liście w równych stosikach. Będzie ognisko i
pieczone ziemniaki.
Parciane worki w sam raz na kołdrę. Co najwyżej zagubiony
przechodzień
dostanie w mordę. Wygaszono latarnie. W oknach stare koce.
Zaciemnienie.
Cykliczne naloty na panienki przy drodze. I kioski pełne
świerszczyków.
W tym roku są modne kożuchy ze sztucznych owiec. Ze
sztucznego redyku.
A królowa kompletnie straciła głowę.
Sztelak Marcin, 5 lipca 2010
Orangutany bezwstydnie kopulujące ku uciesze
niemieckich turystów. Głodnemu na myśli
i sznapsik w cieniu dębów.
Polecam pani macierzyństwo. To taka
fajna sprawa
nie dosypiać. Prawie jak amfetamina. Może lekkie
wkurwienie. Ale to kiedyś minie i zgrabne trumniaki.
Disco polo wiecznie żywe, chleb ze smalcem, ogórki
kiszone. Ku pokrzepieniu zapętlonych nad taśmą
seryjnej produkcji kiełbasy z trocin.
Datowniki kanarów w podróży pomiędzy trzyzmianowym.
Rozklekotane autobusy stąd do wieczności.
A świt obojętny jak barman z dwudziestoletnim stażem.
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.