sylwester jasiński, 15 października 2010
Miałem kiedyś talię kart
takich zwykłych, do gier różnych
i wam powiem, to nie żart,
tu opowieść jestem dłużny.
Już przy pierwszym rozdawaniu
dziwne mi się to wydało,
że przystojny młody walet
chciał być królem, jakich mało.
Trzymał damy się zawzięcie
i czerwonym sercem pałał,
choć dziesiątkę miał już w ręce,
to w marzeniach głód wyzwalał.
Czy to dwójka, czy dziewiątka,
chciał by wszyscy mieli równo,
kiedy króla zbije piątka,
jakież piękne będzie „g.wno”
„G.wno”, jakże stara jest to gierka,
ale mądrość przekazuje.
Nie jest ważna karta wielka.
lecz trumf, który w życiu ci pasuje.
sylwester jasiński, 9 października 2010
W purpurowej dnia odsłonie
świt rozkwita i dojrzewa.
Noc za horyzontem tonie,
słońce blaskiem budzi drzewa.
W purpurowej dnia odsłonie
kwiaty w bukiet się zbierają.
Kolorami obdarzone
swą urodą urzekają.
W purpurowej dnia odsłonie
szkarłat tryska wręcz błękitem.
Nocą w ciemność otulony,
za dnia poi nas zachwytem.
W purpurowej dnia odsłonie
ptaków tęcza na niebiosach.
Rozbrzmiewają dźwięcznym trelem,
uczą nas, jak trzeba kochać.
W purpurowej dnia odsłonie
morze z lekka się kołysze.
Brzeg piaszczysty pieści falą,
oddech głębin da się słyszeć.
W purpurowej dnia odsłonie
pola zbożem porośnięte.
Złotym łanem ozdobione,
wiatr porusza je muśnięciem.
Przed odsłoną purpurową
tylko miłość chce się schować.
Za dnia przyodziana w słowa,
nocą przygód da skosztować.
sylwester jasiński, 7 października 2010
Nie złożę pokłonu drzewom,
bo jestem zbyt niski.
Nie dosięgnę słońca,
bo księżyc jest mi bliższy.
Nie ubiorę jesieni w lato,
bo to będzie za bogato,
lecz na zimy ukojenie
mam wiosenną jeszcze zieleń.
sylwester jasiński, 6 października 2010
Immunitet ważna sprawa.
Jakaż przy tym jest zabawa.
Kto posiada ten papierek,
bawi się z policją w "berek".
Po imprezie w samochodzik,
czy to starszy, czy to młodzik,
gaz do dechy i gitara,
że na przejściu babcia stara?
Jego nie interesuje,
immunitet pokazuje.
Że przejechał ? Głupia sprawa,
ale jaka jest zabawa!
Przekroczenia, wykroczenia,
chciałbyś wsadzić do więzienia.
Lecz więzienie nie przyjmuje,
Poseł świstek pokazuje.
Że też nie ma na nich kary,
czy to młody, czy to stary,
do łopaty i do gnoju,
bo jednego są pokroju!
sylwester jasiński, 4 października 2010
Wieczory uporządkowane pożądaniem
kpiły ze mnie razem z księżycem,
który wschodząc na niebie opieszale
starał się mówić, czym jest życie.
Czyżby to było powolne wznoszenie?
Zacząwszy od chwil narodzin
poprzez nasze na tym świecie istnienie
i przez głupotę oddanych godzin?
Godzin, które mogły być szczęścia dopełnieniem,
a jednak stały się niepewności minutami.
Z biegiem sekund stały się cierpieniem,
a z nastaniem słońca skrywały się cieniem.
sylwester jasiński, 1 października 2010
Jakież proste urządzenie,
ileż prawdy jednak drzemie
w powielanych tych odbiciach,
chciałbyś spytać lustra dzisiaj.
Lustro, lustro powiedz przecie
któż piękniejszy jest na świecie
od zmęczonej mej facjaty
pełnej myśli wciąż kudłatych?
Nie oszukasz , prawdę powiesz,
choćbym nie wiem co miał w głowie.
Ty na ziemię mnie sprowadzisz,
lecz mi w niczym nie doradzisz.
Zimnym sercem poczęstujesz
i pocieszyć nie spróbujesz,
boś Ty takie urządzenie,
co sprowadza nas na ziemię...
sylwester jasiński, 30 września 2010
O zmierzchaniu świt nadchodzi
wiodąc nas ku przeznaczeniu.
Wciąż czujemy się zbyt młodzi,
żeby oddać sny w milczeniu.
Jeszcze muza w nas rozbrzmiewa,
jeszcze w sercach ogień płonie.
Przytulamy drżące drzewa,
darujemy życia dłonie.
Pozbieramy myśli w bukiet
i niech mądrość w nich dojrzewa.
Kto nie kocha, ten jest głupiec,
nie zasłużył na liść z drzewa.
sylwester jasiński, 27 września 2010
Zachwycony słońca wschodem,
tęsknisz za dotykiem lata.
Wiosna pachnie jeszcze chłodem,
jesień z zimą się przeplata.
Z każdym jednak dniem dojrzewa,
słońce wschodzi co dzień wyżej.
Pieszcząc ciepłem nas rozgrzewa,
już do lata co raz bliżej.
A gdy przyjdzie na nie pora,
zieleń wokół je przywita.
Roztańczonych marzeń sfora,
w których siła nie spożyta,
z latem w sercu ci rozbłyśnie,
a zakwitły przecież wiosną.
Pragnieniami się zachłyśniesz,
nadziejami, które rosną.
Dookoła wszystko pachnie,
dookoła wszystko śpiewa.
Zmęczon życiem nikt nie zaśnie,
obudzony trelem z drzewa.
Pola łanem otulone,
złotym zbożem pozdrawiają.
Złotym kłosem są zdobione,
miłość tuląc wciąż szeptają.
Jak to latem szumi morze.
Jak to latem wzdycha dusza
i jak można wzniecić zorzę,
która barwy swe rozdmucha.
Tam gdzie serca uniesienia,
tam gdzie kryją się marzenia,
tam gdzie nawet w oku mgnienia,
są pragnienia do spełnienia.
Któż chce latu drzwi zamykać?
Któż chce lato wyrwać z myśli?
Wiosną szczęście można schwytać,
latem się na pewno ziści.
sylwester jasiński, 26 września 2010
Chcę być waszym kapłanem,
lecz nie wiem, czy kolan mi starczy
do klękania przed prawdy obliczem.
Chyba po raz wtóry ucieknę w niebo.
Nie będę się mierzyć z rzeczywistością,
bo nie wart jestem tego, a to tylko życie
smaga mnie i podpowiada mi, że może
jeszcze coś ze mnie wyrośnie!
Nie podlewajcie mnie, sam się napiję!
sylwester jasiński, 25 września 2010
Narrator;
Rok się zbliża ku końcowi,
Rząd do obrad się sposobi.
Temat jakże obstukany
wszystkim wokół dobrze znany.
O frekwencję w sejmie chodzi,
czy to starzy, czy to młodzi
na obradach nie bywają,
huczne nocki odsypiają.
Na to jedna tylko rada,
tu potrzebna jest biesiada.
Nie trza szukać gdzieś lokali,
zrobią ją w sejmowej sali.
Nic nikomu nie ubędzie,
za to Sala pełna będzie.
Zaproszenia wypisali,
lecz nie wszyscy je dostali.
Nadszedł dzień biesiady wreszcie,
gwarno było w całym mieście.
Przed pałacem, jakby w zmowie
są posłanki i posłowie.
Kiedy tylko drzwi otwarto
ruszył szturm na pałac wartko.
Strażnicy:
Pokazywać zaproszenia,
kto ich nie ma - dowidzenia.
narrator;
Prawie wszyscy się dostali,
byli tacy co zostali,
bo nie mieli zaproszenia,
jak ten świat się szybko zmienia.
Został Miller i Kwaśniewski,
Lepper też tam się nie zmieścił,
żeby śmieszniej było mili,
też Wałęsę odprawili.
Lepper ;
Chodźcie chłopy, szans nie mamy,
chociaż se po podglądamy.
Tam są okna na parterze,
co ja gadam? Sam nie wierzę.
Wałęsa;
Ja tam panie też nie wierzę,
ale przyznam wam się szczerze,
że popatrzę też z ochotą,
jak pieniądze idą w błoto!
Miller ;
Paparazi ! Mus się chować,
gdzie to okno Andrzej? Prowadź.
Narrator:
Tak też szybko się zwinęli
i do okna pobieżeli.
Kwaśniewski;
Kurde - przecież to jest poronione,
szyby w oknie zamrożone.
Lepper;
Ty tu Olek nic nie gadaj,
tylko chuchaj i odmrażaj,
bo my wszyscy dobrze wiemy,
że twój odór, to nie dżemy.
Narrator:
Sprawnie poszło odmrażanie,
rozpoczęli podglądanie.
Kwaśniewski;
Za mównicę konfesjonał?
Będzie spowiedź? Niech ja skonam.
Wałęsa ;
To jest budka disc - jokeja,
ksiądz dyrektor płyty zmienia.
Znawca to jest wyśmienity,
ma najlepsze w kraju płyty!
Miller ;
Andrzej , co tam robi Begerowa?
Już do tańca jest gotowa?
Lepper ;
Obiecali dać jej owies.
reszta rzecze:
Co ty powiesz? Co ty powiesz?
Wałęsa;
Zimno tutaj jakoś wszędzie
trza po flachę skoczyć będzie.
Miller;
Olek chyba jest najmłodszy,
to niech skoczy - dawać forsę.
Lepper ;
On wie lepiej, bez urazy
po czym są najlepsze gazy(chłe chłe chłe).
Uczył się na Ukrainie
już się z tego nie wywinie.
Wałęsa;
Kiedyś zalazł mi za skórę,
ale co tam - damy w rurę,
zapomnimy o niesnaskach
pogadamy se o laskach.
Lepper ;
Mnie tam tylko jedna w głowie!
Marszałkowska - to wam powiem.
Miller;
Cicho głąby - tu biesiada,
właśnie senat się rozsiada,
już Cugowski się pudruje
do śpiewania się szykuje.
Wałęsa;
Grzechu tam go powstrzymuje,
każe siedzieć, podszturchuje.
Lepper ;
Ja do Grześka nic tu nie mam,
tylko sobie myślę nieraz,
że na bakier my z pogodą,
pory roku nas tu zwodzą?
No bo chłopy co wy na to?
Liście spadły - przyszło Lato.
Miller;
Andrzej, Zawsze u nas było przecie,
że i latem są zamiecie!
Wałęsa;
Dobra chłopy, po szczeniaku,
Olek przyniósł nam po kwachu.
Lepper ;
Dobre to jest jak cholera,
mózg porządnie sponiewiera.
Olek;
Patrzcie, Donald z Lechem się kreują,
jak się tańczy pokazują.
Miller ;
Ale jaja! To jest para !
Lepper :
Jaja kacze? - Pokaż zaraz !
Miller ;
Tak se tylko powiedziałem,
nie o jajach tu myślałem.
Wałęsa:
E tam, znów się pewnie będą wadzić,
który w tańcu ma prowadzić.
Olek ;
Donald - Lechem poniewiera,
Lechu zły jest jak cholera!
Ze dwa razy go obrócił,
prawie na podłogę rzucił.
Miller ;
Ale Lechu też spryciula,
wali głową Donka w gula.
Lepper ;
A gdzie barek? Widzi który?
Co wlewają sobie w rury?
Wałęsa;
Oni coś lepszego mają
i do kwachów nie siadają.
Bez obrazy Olku drogi,
o alkohol mi tu chodzi.
Olek ;
Wiem to, wiem to Ty mój Lesiu
kiedyś rzekłbym Ty obwiesiu.
Teraz kumple my od flachy,
w górę serca - wiwat kwachy!
Miller ;
Cisza bracia - wzrok na salę,
któż tam rusza się ospale?
Lepper ;
Aaa, to Kalisz, człowiek duży.
Jam mu kiedyś już wywróżył,
jakby Kalisz był na diecie,
głód by znikł na całym świecie!
Miller ;
Sam w tanecznym wygibasie?
Lepper ;
Która go obejmie w pasie?
Olek;
Tam Drzewiecki z Kopaczową,
sport to zdrowie - tańczą z głową.
Wałęsa ;
Patrzcie tutaj, robią węża,
Komorowski mistrz oręża
laską sprytnie wymachuje
ciągnie węża i jodłuje.
Miller;
A za wężem na doczepkę
ktoś tam ostro skrobie rzepkę.
Lepper ;
To Kurowski - ten gagatek
zawsze jeździć chce na gapę.
Wałęsa ;
Kurde! Olek! Masz coś jeszcze?
Bo mam myśli coraz śmielsze.
Trzeba wypić znowu kwacha,
niechaj dymi ostro czacha,
może w kuchni drzwi otwarte
prześliźniemy się ukradkiem.
Olek ;
Lechu! Stary przyjacielu
próbowało tego wielu,
lecz nikt jeszcze nie dał rady,
chyba? Jeśli trwają tu obrady?
Wtedy "sztuka" tu się liczy,
biorą nawet tych z ulicy,
żeby ludziom móc pokazać,
że do pustki się nie gada.
Miller ;
Bardzo dobrze powiedziane,
kwachem będzie to oblane.
Lepper ;
W górę serca! Ech bratanki,
my staniemy jeszcze w szranki
niech do walki kwach prowadzi
on nas nigdy już nie zdradzi.
Powrócimy na tę grzędę,
wtedy to dopiero będzie.
Też zrobimy tu libacje,
ich wyślemy
na wakacje.
Wałęsa ;
Dobrze prawisz mój Andrzeju,
dawaj pyska Ty twardzielu!
Narrator;
Długo jeszcze tak prawili
nawet nie zauważyli,
że biesiada się skończyła,
krew gorąca była w żyłach
i do walki ich powiodła....
poszli w miasto - czwórka zgodna.
Z planów rządu nic nie wyszło,
po biesiadzie wszystko prysło.
Pusto było znów na Sali,
wszyscy nockę odsypiali !
autor: Sylwester Jasiński(szalony dziadek)2008
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.