28 października 2013
P21/Jacobini-Zinner
Są lata, gdy z wielką przyjemnością powracam
w najbliższe otoczenie słońca, odnoszę wrażenie,
że i jemu jest odrobinę lżej, gdy mnie widzi,
niewiele postarzałą i nieco bardziej tylko złożoną
z trudnych doświadczeń.
Oczekiwany znak pozdrowienia i zapewnienie,
że wszystko w swoim czasie, zdążymy jeszcze
opowiedzieć, a później już tylko pszczeli pośpiech
w zbieraniu, gdy uśmiechy rozsypują się jak manna,
niby w porze posiłku nad wielkim zwierzyńcem; smok
z wielkim łbem na łapie, roni chrapami kłęby iskier,
niedźwiedzica, przepełniona mlekiem, kładzie się
na boku karmiąc swoją młodą. A kiedy
pod koniec bezsennej nocy na chwilę opada
jej powieka, jeszcze raz rzucam w górę garść
orzeźwiających soli i odpływam,
jak zawsze, w łagodny szum fal
spełniona i niedokonana.