Poezja

Pi.


Pi.

Pi., 30 lipca 2011

gdybyś kiedyś napisała taki wiersz, którego bym pożądał

coraz więcej muszę czytać
by osiągnąć stan niedorzecznej zazdrości
i burknąć pod nosem
że do diabła, że do jasnej cholery
że skandal i totalnie muka
dlaczego sam tego jeszcze nie napisałem
 
bywa że w bezsilnym trzepocie
posiłkuję się każdym dostępnym rodzajem alkoholu
to po alkoholu robię się zazdrosny jak z nut
- zapytajcie moich kobiet niedowiarki!
 
ale zważ i dopuść prawdopodobieństwo ryzyka
że twój tak wypieszczony wiersz
albo twój tak ekshibicjonistycznie rozdarty wiersz
wzbudza we mnie barbarzyńskie instynkty
z elementarnego w swojej prostocie powodu
jestem niedopity przepity
bądź po prostu nie chcę dowidzieć tego
co niby gwarantowany podczas masturbacji orgazm
nadchodzi
 
its coming baby its coming
still still nothing
 
coraz więcej musi mi się chcieć
czytać między rozłożonymi na oścież wersami
coraz mniej na to
szans
 
jakbym był z impregnowanego drewna
więc szkoda twoich słów
nie podpalą


liczba komentarzy: 8 | punkty: 9 | szczegóły

Pi.

Pi., 25 lipca 2011

łabędzi śpiew

Mówią że to echo a słyszę jak śpiewa Radio mi śpiewa
tym głosem tak jakby już jutro miałby się ostatecznie
skończyć w jej gardle cały prąd napięć lub orgazm'n'roll
 
Zanuć to sosnom w norweskim lesie a klękną pokotem
polarne zorze zmatowieją w sepię więc chyba czas pleść
stos pogrzebowy lub gorzko topić fiord w kostkach lodu
 
Wciąż śpiew - hipnotyzuje mnie myślą mową synkopą
albo kuszącym zaniedbaniem Aż tak karmelowy to gwałt
że zbrodnią przeciw wieczności będzie mój palec w uchu


liczba komentarzy: 25 | punkty: 8 | szczegóły

Pi.

Pi., 23 lipca 2011

wstyd pierwszy

pani od polaka nigdy nie miała kryształowej kuli
a jednak zobaczyła wtedy moją przyszłość
w nagłówkach popołudniowej prasy plotkarskiej

nie chciałem grać zaświergolonego Kirkora
bo Balladyna była tłusta jak statua smalcu
a jej głupiej siostrze z nosa ciekł monstrualny gil

panika galopuje po skomplikowanych labiryntach
ale wybiera najprostsze rozwiązania więc położyłem się
na ziemi i zacząłem udawać zmarłego

jaka szkoda że nie będzie z ciebie pożytku dla sztuki
przepowiedziała pani od polaka i wymiękła
gdy gil roztrzaskał się na światłokopii ze Słowackiego

chłopacy niecierpliwie już wygwizdywali zza okna
wiedziałem że idziemy poćwiczyć strzelanie
z procy do żywego anonimowego mięsa

choć wolałbym do gwiazd


liczba komentarzy: 4 | punkty: 6 | szczegóły

Pi.

Pi., 12 lipca 2011

raniło się

liczyło się na zmianę - tysiąc dwieście sześćdziesiąt cztery
kroki od rdzewiejącego gawra, gdzie usypiano tramwaje
by nawlec im na lato jaskrawe reklamy biura podróży "Błysk

w Żar". my też pędziliśmy wbrew nocy, z mantrami obietnic,
szeptanych w punkt G, naszym niedotykalskim Dulcyneom.
och, każda wówczas była fąfatal, w niewoli moralnych palisad,

do której ciągło trutni opitych wiarą we własną kasanowość.
tak. ufały nam całym ciałem, ale podbrzusza skuteczniej miękły
dopiero, gdy bliżej było nadodrzańskich bulwarów na dziko.

to tam najświeższa miłość, o zapachu wkręconej w palce trawy,
czepiała się podniebień, wiązała stopy gwiazdozbiorami
w pozbawiony fałszu uścisk, tłumiła garścią ciekawskiego wiatru

flażolety na krańcach języków. śmierć pieprzonym jednorożcom!!!
- parskały w kosmos Dulcynejki pomiędzy łykami młodszego wina.
nieskończoność zawsze ubywała zbyt przedwcześnie. raniło się,

gdy odbijaliśmy od już innych siebie. oj raniło, gdy oddechy
jak kręgi po wodzie - byle w dal, w oby bezpieczną płyciznę.
pamiętać tylko, żeby nie spojrzeć na przeciwległy zarys brzegu,

nie przebiec po przęsłach, nie przyrosnąć. wciąż za wcześnie.
baśnie i czerwcowe wschody słońca mają gorzkosłowne puenty.
prościej było stchórzyć pierwszym, a nie ostatnim tramwajem.


liczba komentarzy: 9 | punkty: 9 | szczegóły

Pi.

Pi., 1 lipca 2011

tańcząca z jałówkami

popas. tutaj myśli łatwiej wchodzą w szkodę, niż cielęta
oddane pod wyrozumiałą opiekę. to myśli głupich trzeba
upilnować, a nie Mućki by kogo aby nie pobodła. nazad.

będą się tak sączyć między łąkowym jazgotem gzów i trzmieli.
uleciałyby het w bezkresy, gdyby nie czujny świst baciska.
jakaż ich słodycz kusząca, a nie wolno. ci mówię, że nazad!

Łaciata żuje z wolna, trąca wilgocią w ramię, jakby strzegła,
by żadne nagle odkryte możliwości nie stężały w cokolwiek,
czego ciotka Aniela będzie się łapczywie czepiać po powrocie
 
do klitki trzy i pół na metr sześćdziesiąt. bez żadnego okna.
odmówi czuły pacierz nad kartoflanką, ochlapie oczodoły
i uspokoić życie tuż przed snem. okno się samo wymyśli

- jak te klechdy, które Aniela wyszeptuje smarkatym Gustlikom
poukrywanym w przerośniętych trawą okopach. nie jak te bajędy,
z telewizora, gdzie farbowany Szarik kręci piruety za ogonem,

zamiast warczeć na wyznaczoną do roli starej niemry. głupiś ty
kundlu! tylko przeszkadzasz marzeniom rozkłusować się po
nieznanościach. goń się do budy, albo zaprowadź krowy na rzeź.


liczba komentarzy: 4 | punkty: 2 | szczegóły

Pi.

Pi., 1 lipca 2011

wilczyzna

w poprzednim wcieleniu
pokochałam pełnię
                          - Julia Jaz
 
to nie wilki lecz spasione kundle, z nimi niekoniecznie
drapieżnicy po drodze. wyjesz, szarpiesz, toczysz pianę,
ale łapa w łapę, jak chętna wadera w stadzie - na gwizd.
 
 
nozdrza w zwichrzony grzech. przychodzą, nienawidzą,
odchodzą, w pyskach świecidełka dla pierwszej lepszej.
choć instynkt pierwotny jeszcze cię jako tako prowadzi
po tropie - innaś niż wszystkie pokąsane przed tobą.
 
 
da się żyć z zapachem mokrego psa na sumieniu.
wyj a będzie współgrała niedorżnięta wataha samców.
czy sądziłaś że można się uzależnić od wrogiego
warczenia? upokorzonej sierść matowieje wolniej.


liczba komentarzy: 3 | punkty: 4 | szczegóły

Pi.

Pi., 11 czerwca 2011

jak jeden do sześćdziesięciu tysięcy

sześćdziesiąt tysięcy poetów
to więcej niż niejedna armia
inaczej mówiąc te sześćdziesiąt tysięcy
to sporo mniej niż żądnych urugwajskiej krwi
na Maracanie podczas pamiętnego
finału Copa del Mundo 1950

więc
z jednej strony siła słowa
a z innej słowo o sile
trudno zdecydować
czy pójść na dno ze świadomością
czy popłynąć z prądem
bezwładnie i analfabetycznie

ja - kropla w pęczniejącym morzu
znajdę ujście w przeciętnym oceanie
i przeżyję pod prąd

jest nadzieja
ten słynny brazylijczyk
co kopał skórzankę tak bajecznie
że muchy zastygały z zachwytu
on umie czytać pisać i nosić garnitur
bez podpowiedzi

stać go na uśmiech rdzenną bielą
mnie stać na ratunkowe wuwuzele
bynajmniej


liczba komentarzy: 2 | punkty: 3 | szczegóły

Pi.

Pi., 10 czerwca 2011

fatamorphosis

poeci po pierwszej czterdziestce
ci to są dopiero zboczeni

piszą porno
a mówią że erotyk

piszą erotyk
a mówią że edukacja

i cmokaj im z ukontentowania
albo błyszcz upragnionym rumieńcem
to cię zalubią na sucho

z punktu widzenia tej
która musi później
to wszystko po nich czytać

całe szczęście
że jako tako piśmienni

póki w pauzach skrapla się intonacja
a samogłoski pęcznieją do skutku
jest nienajgorzej

niech się rano chwalą do luster
że opanowali triumfalny łuk
obie półkule
i punkt G z telemarkiem jak złoto

a to wciąż miraż miraż miraż
na jedenaście pustych liter
pierwsza ef


liczba komentarzy: 11 | punkty: 7 | szczegóły

Pi.

Pi., 2 czerwca 2011

organoleptyczna różnica między mosoniem a poetą

błońska jest zazdrosna i mówi
ty to już mosoń masz za dobrze, wiesz?

ty nawet się nie zatrzymuj bo

peleton hien czyha na słabość, wiesz?


oto jest całkiem dziewicza przestrzeń,
ognisko miejsc gdzie hipotetyczne
płaszczyzny równoległe zwęźlają się
w splot origami albo uczuciowy hieroglif.

wierzyć czy ufać, trwać czy brać za blef?
już błońska wie co robi, pokazując mi
świeżo oswojone wersy - masz tu mosoń żyletę!
tnij, z twojej krwawej woli nie zaboli.


kiedyś strzeli mi z bańki hurtem.
podlipniak by mi tego nie zrobił
- syknie
nad wodospadem juchy z czegoś
co dotąd było mi nosem do poezji.


liczba komentarzy: 4 | punkty: 3 | szczegóły

Pi.

Pi., 2 czerwca 2011

zgorzel

puls jak puls. krążymy, ale trzeba konsekwentnie
dopowiedzieć, że jednak dwuwymiarowe z nas owoce
bug w wyobraźni, kiedy tworzyła żałosny skrypt.
soliści z boskiego nadania? nie jest to dzień ósmy

wśród elektrycznej mgły, kiedy usta nam gorzeją
melancholią. ja pamiętam twoje niedojrzałe anonimy
o fobiach nad rozkapryszoną kołyską. gęstnieję
w słoną i niespodziewaną tożsamość, której ciało

pragnęłaś wchłonąć o czwartej prawie trzydzieści,
wierząc w z góry zafałszowany pretekst. było gorzej
- żyła zgorzel. oto kwitło ciało twoje. trele morele -

jakaż to nadzieja na oddech z toksycznie bliska?
wszystko byle nie cudza empatia. szadź i pukanie
tłumione od wewnątrz skorupy. ono wreszcie osobno.


liczba komentarzy: 2 | punkty: 0 | szczegóły


  10 - 30 - 100  






Zgłoś nadużycie

 


Regulamin | Polityka prywatności

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1