3 stycznia 2018
GDZIE JEST RYSIEK cz. V i ostatnia
Piącha: Bolo – do nogi! Badyl – do drugiej nogi! Pani ładna – Milczeć! A ty gagatku szminkowany, ty mi się już nie wywiniesz! Siadaj! Tu siadaj! Z tobą zacznę jak z nimi skończę! Gamonie, do mnie!
Bolo: Się robi Szefie!
Badyl: Ja wiedziałem że Anzelm nawali... wiedziałem!
Bolo: Myslałem...
Piącha: Cicho! Teraz się wyjaśni dlaczego to ja a nie wy krytyni, jestem głównodowodzącym. Bo to ja jestem od myślenia a wy od wykonywania tego co wymyślę! Wy macie nie myśleć! Myslenie wam wybitnie szkodzi. A gdy szkodzi Wam, to szkodzi mnie! Wy mi powinniście płacić szkodliwe za wasze myślenie! Badyl sprawdź czy dycha...
Badyl: Chyba dycha, bo jej się pierś unosi
Bolo: Pirś? Gdzie?
Badyl: Tu! Myślę, że tu...
Piącha: Co ja powiedziałem? Co ja powiedziałem? No co ja powiedziałem?
Bolo i Badyl: Szef powiedział że Szef jest od myślenia!
Piącha: A Wy?
Bolo i Badyl: A my nie!
Piącha: Tak myślałem. To teraz do roboty. Masz szczęście idioto żeś jej nie zabił! Bierz za nogi. Badyl za ręce. I za parawan!
Bolo i Badyl: Tak jest Szefie!
Piącha: W międzyczasie ja się zajmę tym gagatkiem co śmiał mnie ograbić!
Rysiek: Ja niechcący! To przypadkowy zbieg okoliczności!
Piącha: Jasne! Ta waliza z moimi pieniędzmi to sama wywędrowała z mojej meliny, prawda?
Rysiek: Prawda! No nie będę zaprzeczał gdy zaprzeczenie grozi...
Piącha: A grozi... Ręka... Noga...
Andżela: Nie no! Ile razy można powtarzać? Swieżo malowane!
Piącha: O przephaszam! To się już więcej nie powtórzy. Szanowna Pani, rączki całuję i opuszczam lokal razem z tymi kretynami i naszym tu cudem odnalezionym mieniem żywym i martwym. Albo żywym, a za chwilę żywym mniej...
Andżela: A co Pan z nim zrobi?
Piącha: Lepiej żeby Pani nie wiedziała... Gamonie! Idziemy!
Andżela:Ale nie możecie teraz tak wyjść ot tak!
Piącha: Racja! Walizka!
Andżela: Jaka walizka?
Piącha: Moja! Z moją forsą! Z moją mamoną! Z moją krwawicą dosłownie, mój Aniele! Tu masz... na te, no... wiesz... Jak to było Badyl w twoim ulubionym filmie?
Badyl: Na waciki szefie!
Piącha: No! Kup sobie Aniele całego Tira wacików. Żegnam. Piącha opuszcza scenę!
Andżela: ale nie możecie teraz wyjść ot tak!
Piacha: Droga Pani! Na drugiego Tira to już nie dam!
Andżela: Panie Napoleon! Pan tu jest od myślenia! To Pan pomyśl! Pani mundurowa wezwała posiłki? Wezwała! To tu zaraz będzie cały pluton mundurowych! Może Pan wyjść, ale we własnej skórze to Pan daleko nie ujdzie... Nawet w moich sukniach to wy daleko nie ujdziecie...
Piącha: Mamy samochód!
Andżela: A ja mam propozycję!
Piącha: Jaką propozycję?
Andżela: Waszą wolność za wolność tego oto tu młodzieńca.
Piącha: O! Co ja widzę? Czyżby w oczko Pannie wpadł? Ho ho ho... widzieliście panowie zbirowie? Laska Nebeska! Law łiltiris apart! Ha! Nic z tego! Do widzenia! Pożegnaj się Rysio! Nawet możesz buzi. Żartowałem.
Andżela: Mój ci on!
Piącha: Gdzieś to widziałem! Gdzieś to widziałem!
Badyl: Deżawi Szefie?
Piącha: Tak! Nie! Nie wiem! Idziemy!
Andżela: Bo będę krzyczeć!
Piącha: Krzycz Aniele krzycz... Tylko nie pomyl imion!
Andżela: Ratunku! Pomocy! Mordują! Gwałcą! Opowiadają Nieśmieszne dowcipy!
Piącha: Cicho! Cicho! Cicho! Już dobrze! Pójdę na kompromis! Wysłucham propozycji. Masz Aniele minutę... bom galantny!
Badyl: To ja jestem galantny...
Piącha: Badyl!
Badyl: No co?
Piącha: Zamknij mohdę! Pani ma głos!
Andżela: Bo to proste. Za chwilę, jak nie już, w całej dzielnicy zaroi się od mundurowych, tak?
Piącha, Badyl, Bolo: No tak!
Andżela: A gdzie jest najciemniej?
Bolo: W piwnicy...
Piącha: W jakiej piwnicy? Po latarnią jest najciemniej, durniu!
Andżela: Właśnie, pod latarnią... Czyli jak się ukryć wśród mundurowych?
Bolo: W piwnicy...
Piącha: ale że co? Żeby się nie wyróżniać?
Andżela: Ciepło, ciepło...
Piącha: Żeby ukryć się wśród mundurowych to trzeba mieć...
Bolo: Piwnicę!
Andżela i Piącha: Bolo!
Bolo: Przepraszam!
Piącha! Wiem! Mundur!
Andżela: Trzeba mieć mundur! Dobre! Sama wymyśliłam!
Piącha: Nie tylko dobre! Genialne! Chodź tu Aniele – niech Cię ucałuję!
Rysiek: Hola hola hola!
Piącha: A my mamy mundur!
Badyl: Mamy?
Piącha: Mamy! W alkowie!
Badyl: Ale ten mundur jest, że tak powiem, mocno wypełniony...
Piącha: To się go odpełni. Do sypialni! Za mną! Bolo! Ty nie! Ty waruj, pilnuj, gardło przegryź jakby co!
(wychodzą za parawan)
Andżela: Panie Anzelmie?
Bolo: Pani ładna?
Andżela: Panie Anzelmie, bo ja...
Bolo: Pani ładna, pani miła a Anzelma oszukała...
Andżela: Ja? Anzelma? Oszukała? Gdzieżby!
Bolo: A oszukała! Do piersi tuliła! Foch!
Andżela: ależ Panie Anzelmie...
Bolo: A temu tam... to ja zęby powybijam! Ze smutkiem w sercu, bo mi go żal... ale powybijam!
Andżela: ale za co?
Bolo: Za to że mi mojego Anioła ukradł!
Andżela: Że niby mnie? Cała młodość pustelnicza a tu teraz cholerna klęska urodzaju. Sen nocy letniej czy co?
Bolo: Hę?
Andżela: Szekspir? Tytania? Oberon?
Bolo: Hę?
Andżela: Nic? Puk?
Bolo: Puk-puk?
Andżela: Dobra. Tak do niczego nie dojdziemy. Panie Anzelmie? Pan przymknie oko...
Bolo: Nie jestem śpiący...
Andżela: Widzę. Pan przymknie oko, jak Ryszard będzie wychodził...
Bolo: Tu i teraz?
Andżela: Tu i teraz.
Bolo: Tędy i tam?
Andżela: Tędy i tam.
Bolo: Że niby on?
Andżela: Że niby on.
Bolo: Nie ma mowy.
Andżela: Ale dlaczego?
Bolo: Bo Szef nie kazał...
Andżela: Oj tam, oj tam...
(wychodzą zza parawanu)
Piącha: Normalnie jak na mnie uszyty. Leży jak ulał. Bolo, jak twoje Tamaguczi?
Bolo: Kto?
Piącha: Ech bolo, gdzieś ty się wychowywał? Podopieczni twoi? Jak? Grzeczni?
Bolo: Grzeczni!
Piącha: No widzę, że w jednym kawałku.
Bolo: W dwóch.
Piacha: No proszę. Zostawiam cię na chwilę i opanowujesz podstawy matematyki. Czyżbyś to w mojej obecności głupiał?
Bolo: Ależ co Szef?
Piącha: Nieważne. Ważne że wyglądam jakbym się do tego munduru urodził... jakby w dalekiej Azji lata całe temu obsiano pola jedwabne po to by później jedwabniki zebrać i nić uwić wrzecionem i na krosnach utkać sukno z którego właśnie krawiec szkolony po paryżach i florencjach europy skroił te szaty dla cesarza czyli dla mnie – Napoleona Piąchy.
Badyl: Tu jest napisane „mejd in koluszki”
Piącha: To była figura retoryczna ośle. Przenośnia poetycka baranie. Kapujesz?
Badyl: Ja? W życiu nikogo nie zakapowałem!
Piącha: I tak trzymaj. Drogie Panie... tfu... Pani Andżelo, niech Pani doceni! Chyba wstąpię do Milicji...
Rysiek: Policji...
Piącha: Milicja, Policja, Gwardia, Zandarmeria... właściwie mi obojętne... Może nawet zostanę Komandosem.
Andżela: Za mundurem panny sznurem.
Piącha: A kiedyś myślałem że za portfelem huhuhu... I niech Pani spojrzy co jeszcze znalazłem!
Andżela: Kajdanki?
Piącha: A owszem. Kajdanki! Dodają mojej obecnej postaci tej szczypty rozkosznego pieprzyku...
Mógłbym na przykład Panią skuć i...
Andżela: A nie lepiej ich?
Piącha: że Bola i Badyla?
Andżela: Tak! Pana Badyla i Pana Anzelma!
Piącha: Że razem?
Andżela: Że razem!
Piącha: Cóż za perwersja! Ależ pani niegrzeczna! Łał!
Andżela: Niech Pan pomyśli zamiast świntuszyć! W kamienicy pełno mundurowych. Będzie Pan udawał sierżanta policji ze złapanymi dwoma przedstawicielami półświatka przestępczego. Na gorącym uczynku!
Piącha: Aniele! Jesteś genialna! Buzi!
Rysiek: No hola hola hola... Żadne buzi buzi!
Piącha: Ty? Ryszard? Ty się nie o buzi-buzi martw! Tylko o to co ja z Tobą zrobię!
Andżela: Ryszard jest mój!
Piącha: A niech tam. Niech stracę. Niech będzie że jestem władzą wyrozumiałą. Jest twój Aniele!
Rysiek: Ufff
Andżela: Tak!
Bolo: Ale jak to!
Piącha: Cichaj Niedźwiedziu... znajdę ci innego króliczka do zabawy! Kajdanki włóż! Raz! Dwa! A teraz – Ewakuacja! E! Wa! Ku! A! Cja! Lalalalala...
Zofia: Chwila chwila! Rączki do góry Panowie! Pod Scianę! Jesteście aresztowani!
Piącha Badyl Bolo: My? Co to? Dlaczego? Za co?
Zofia: Za co? Za co? Za jajco! Państwo pozwolą że przedstawię. Major Czesław Cyngiel! Gwiazda panśtwowej kryminalistyki!
Andżela: Czesław? Przecież to Rysiek!
Rysiek: Rysiek to tylko taki mój pseudonim zawodowy...
Zofia: Obecny tutaj Major Cyngiel Czesław, od dawna pod głęboką przykrywką rozpracowywał był gang Piąchy Napoleona. I dziś właśnie , przy Pani udziale właśnie, ten tutaj mafiozo właśnie, zostanie zapakowany do paki! Podała nam go Pani owiniętego okolicznościową bibułą i obwiązanego różową wstążeczką niczym walentynkowy prezent! Ojczyzna Pani tego nie zapomni!
Andżela: Ku chwale...
Zofia: Ryszardzie! Ucałuj panią. Żartowałam! Ani się waż. Chcę nadmienić, że obecny tutaj Cyngiel Czesław Major właśnie, w najbliższą sobotę zostanie mym małżonkiem i kandydatem na ojca moich dzieci. Ja zostanę panią Cynglową i w przyszłości będziemy mieć małe Cyngielki... ach rozmarzyłam się – Idziemy panowie przestępcy, idziemy... Ryszard – finansowe dowody rzeczowe zabierz! To już jest wasz koniec! Możecie pani Andżeli pomachać na pożegnanie. Nie możecie? Ach jak mi jest przykro...
(wychodzą)
(zostaje sama Andżela, która pakuje skrzypce do futerału, ubiera płaszcz i smutna schodzi ze sceny. W połowie drogi wkłada rękę do kieszeni płaszcza i wyciąga paczkę banknotów. Jej smutna twarz rozpogadza się w szeroki uśmiech.
Andżela: Pieniądze może i szczęścia nie dają, ale warto mieć i być niż tylko być za darmo...
KONIEC!