Jan Rychter, 10 grudnia 2011
Te cuda,
po których zabezpieczasz drżące
ślady.
Te gwiazdy,
których konstelacje twoje
odtwarzały ruchy.
Rozkołysz,
rozkołysz wahadła wśród traw,
wspomnij amnezję,
nadaj ponownie imiona zwierzętom.
Patrz,
jak skalisty horyzont utrwala
wielkich nieobecnych.
Doceń fale
idące od brzegu, na którym są twoje
stopy
- mokre.
Jan Rychter, 10 grudnia 2011
Światło,
którego barwę chciałeś odgadnąć,
skupia się w tobie.
Wiatr,
który chciałeś wchłonąć,
odtrąca cię,
zawsze o krok
jeden w tył.
Z jakiego źródła wyrwano rzekę,
która idzie przez ciebie,
z drżeniem,
lśniąc?
A zmrok zapada nagle
i nagle nastaje świt.
Oglądasz swoje dłonie i pytasz:
Co teraz jest naszym polem?
Przedwcześnie dojrzały, rozsiany,
zatrzymany w pędzie,
obserwujesz cień drzew,
który pada
sam.
Zapatrzeni w słońce,
zapatrzeni w niebo,
zaliczeni wszyscy do sezonów,
zaliczeni bez wyjątku do pór roku,
stłoczeni
u wrót próżni,
w ramach ciał,
w cieniu ściętych dni.
Płonąc,
płonąc, płonąc,
z każdym oddechem bardziej
utlenieni.
Na koniec
za chrzcicieli planet starczamy,
za skalę wieku gwiazd.
Jan Rychter, 5 lutego 2011
Pomiędzy wdechem a wydechem
napinasz ciszę, po której żeglują
okręty.
Pomiędzy uderzeniami serca
wydzielasz oazy, gdzie w chłodnych
namiotach
niejeden zaklęto już naród.
Teraz
powoli przyciąga nas stara ziemia,
lecz my
nie czujemy jej siły.
Jan Rychter, 25 stycznia 2011
Siejesz za sobą
po omacku,
schodząc w dół
o każdej porze roku
także i ty
powtórnie.
To wzgórze
dziko porosłe słowami
może zatrzyma kamień
zdatny do rąk;
śliski?
Może uczyni go cięższym
pod górę?
Jan Rychter, 25 stycznia 2011
Każdy znak jest tak straszny, Panie
- ta wiosna spada tak nagle, nas
porywa.
Złoty krąg, gwałtowny, znajomy
otacza nas,
od jednego bieguna po drugi
przebiega
wiatr, który jest w drzewie,
w koronie;
nie syci nas,
niebo nieruchomieje okiem
- ciekawimy je bardziej.
Odmierzono cię –
eonami.
I zostałeś zważony.
Obciążasz kamienie
lękiem
dzień po dniu
- które toną bez niego
też.
Twoje pytanie:
„Czy w glebie znajdę godność?”
zostaje na powierzchni.
Zawsze zbyt wcześnie opuszczasz
równinę,
na której skraju
- strzegąc łodzi-
czeka obcy.
Jan Rychter, 16 czerwca 2010
Ptak
pozbawiony orbity,
nauczony myśleć uczestnicząc w ruchu planet,
wciąż żywy,
umierający bezpotomnie,
oniemiały,
jak drzewo, jak kamienie, jak ziemia,
która chłonie, a nie odbija, światło.
Co dałeś,
mając godzinę w słońcu,
czy zasiałeś niepokój
w Najwyższych
swoim cudem?
Jan Rychter, 1 czerwca 2010
Pamięć śniegu zachował ten, który ciebie poprzedza
o krok – liść zamarzający w upadku.
Po jego błędnych śladach
powoli
wracasz do kolorów,
wracasz do nut,
a język twój – hostia samotnych –
zostaje przemieniony.
Kogo tak słuchasz,
kiedy wygładza się fala?
Jan Rychter, 1 czerwca 2010
Równoleżniki,
po których o zmierzchu błądzą moje zwierzęta
- czuwające cienie,
mierzyłaś rękami
i – Tu – mówiłaś –
rozpalimy gwiazdę.
Minerały w tobie
oddalone i starsze niż ty
- kamienne jabłka,
kształtowałem stwardniałym językiem.
Jak daleko
- pytałem –
pamięć tych sięga planet,
które zaludniłaś?
O świtach, tylko na czas, dosypialiśmy
do konturów ciała,
lecz sen mój – nomada
z nocy twojej, pod postacią pustyni,
nie wracał
zawsze.
Jan Rychter, 19 maja 2010
Latem,
którego światła nie sięgam pamięcią,
w zielonych oczach książę pokoju malował niebo
- pełne -
poznające siebie,
wtedy przychodził, widzialny, porozmawiać,
stać pośród nich
- słuchając -
także drzewem.
Teraz my, osieroceni zbyt wcześnie,
pogrobowcy żyjący nocą,
która lędźwiami przywiera do ziemi,
poławiacze pereł i ryb,
rozpalamy ogień i gramy do tańca.
W takim kołysaniu kluczą bezwiednie
wszyscy,
wszyscy zniszczeni przez śmierć,
oswojeni,
których zastygłe palce, odciśnięta,
są w twojej krwi
pyłem.
Rozdzieleni, we właściwym czasie,
geografią wspomnień,
cali w czuwaniu na naszych pustyniach słuchamy:
gwiazdy nade mną starzeją się
- zawsze zbyt wolno.
Jak blisko jesteś
- nieuchwytny -
w nas?
Jan Rychter, 19 maja 2010
Ciebie dotyczy to,
co w drzew konarach zostało ukryte.
Przyjacielem bryz morskich jesteś
- najbliższym,
znawcą muszli,
nomadą.
Prawo kolistego sklepienia,
którego przestrzegasz całym sobą,
zagarnia także twój cień.
Subtelni są świadkowie uczty,
którą spożywasz samotnie,
a wzrok ich
zabarwia wodą.
Wiosną z urn czerpiesz kwiaty,
gdy jesień - ziemią napełniasz studnie.
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.