19 maja 2010
****
Latem,
którego światła nie sięgam pamięcią,
w zielonych oczach książę pokoju malował niebo
- pełne -
poznające siebie,
wtedy przychodził, widzialny, porozmawiać,
stać pośród nich
- słuchając -
także drzewem.
Teraz my, osieroceni zbyt wcześnie,
pogrobowcy żyjący nocą,
która lędźwiami przywiera do ziemi,
poławiacze pereł i ryb,
rozpalamy ogień i gramy do tańca.
W takim kołysaniu kluczą bezwiednie
wszyscy,
wszyscy zniszczeni przez śmierć,
oswojeni,
których zastygłe palce, odciśnięta,
są w twojej krwi
pyłem.
Rozdzieleni, we właściwym czasie,
geografią wspomnień,
cali w czuwaniu na naszych pustyniach słuchamy:
gwiazdy nade mną starzeją się
- zawsze zbyt wolno.
Jak blisko jesteś
- nieuchwytny -
w nas?