3 czerwca 2010
Koło
Nie wiadomo, dokąd uciec,
– wszędzie grasują seryjne ofiary,
wychodzą z bram pochylone, uległe
jak biedne kurwiątka, których
się nie posuwa, tylko za wygląd
daje piątkę i odchodzi.
Gonią cię jak zbiega, znają każdy
zakręt, dopadną – to pewne.
Ale za którymś razem
coś pęknie i już nie będzie zgody
z naturą, urodzi się w tobie gorszy
z braci, chwyci za gardło i powie,
że waszą matką jest zaciśnięta pięść.
I tak, jak planowali, zaatakujesz
pierwszy. Polubisz tę drapieżność.
Wtedy zaczniesz się bać.