24 października 2014
Piec do pizzy
Waldek już po raz kolejny jest wzywany do tego pieprzonego pieca, który bez przerwy gaśnie. Chyba nie może sobie z nim poradzić, albo sam jest gówno wartym, nędznym naciągaczem, a nie hydraulikiem palnikowym, czy jak go tam zwą w tej firmie z której przypełza. I znowu zagląda do tego pieca jak niedorozwinięty z latarką na czole i ciągle powtarza, że przecież działało. W kółko to samo, przecież działało, przecież działało, a do tego jeszcze pieprzy jakieś smuty o swojej babce, normalnie słuchać się nie daje. Więc jak jeszcze raz wypowiada to głupie zdanie, to nie wytrzymuję i łopatą do wyciągania placków wyjebuję mu prosto w ryj, aż plasnęło. A on z wypisanym na zarośniętej gębie stwierdzeniem nie pytaj co się stało patrzy na mnie. - Przecież działało?, mówię do niego najspokojniej w świecie, tak? A wydymać ci babkę?