9 września 2010
Czekanie
Czekanie
Odjeżdżające pociągi, tablice świetlne z godzinami przylotów-odlotów, ręce wzniesione w geście pożegnania na peronach, lotniskach, za szklanymi barierami, walizki cięższe od wspomnień, dokumenty, celnicy, pieczątki, kilometry korytarzy, taśm, schodów ruchomych, labirynty do pokonania w pośpiechu, biegiem, dzwoniące komórki, wiadomości na gorąco, wysyłane maile, być w kontakcie z całym światem jednocześnie. Po co ? Tak trzeba, nie można inaczej. Wiadomość od Japonki że jej kot cierpi na depresje, skontaktować ją ze znajomym weterynarzem z Kanady, może jej coś doradzi. Przepływ informacji w jednej sekundzie. Wspaniale ! Znowu telefon, co słychać, dobrze, właśnie wsiadam do pociągu, do samolotu, będę za chwile. Przed chwila jeszcze tam, teraz tu, w innym świecie, i coraz prędzej i prędzej, odlot, odjazd, śniadanie, obiad, uśmiechnięte stewardesy, podać coś do picia, tak proszę, ale dobrze schłodzone, będziemy za godzinę, obłoki jak śnieżna wata, oślepiające słonce, lądowanie, pod chmurami deszcz i szaro, ale to nic, to tylko jeden z przystanków, za chwilę znowu odlot na druga półkulę, zobaczyć co tam słychać, czy wciąż taki upał i co piszą w gazetach. Ciągły ruch, falujące tłumy, w prawo, w lewo, to nie to wejście, i z powrotem, stukot walizek ciągniętych po marmurowych posadzkach.
I tylko ta mała stacyjka, w szczerym polu jest pusta. Przy oknie, zaczajona za firanka stoi matka. Czeka na jego przyjazd, obiecał ze wpadnie, ale to tak daleko ze świata. A przecież tu się wychował, chodził do szkoły, obdzierał kolana wdrapując się na drzewa. Teraz nie wie nawet gdzie jest, w jakim państwie, w jakim mieście, czy dba o siebie. Ale kiedy przyjedzie, usiądą sobie w kuchni przy rozgrzanym piecu i będzie o wszystkim jej opowiadał. Dzisiaj znowu nikt nie wysiadł z pociągu. Na wszelki wypadek przygotuje jednak jego ulubione ciasto z jabłkami. Może jutro...