23 maja 2010
POD STOPAMI
Pyłem w mule, w skamielinach,
dla wróżby mali, śnimy nasze stare głowy.
Czaiłem się do ich mojego losu
od stadnych lodowców, Grimaldi krwi wspólnej,
nawoływania stepów jęczących pod kopytami
zanim zrodziły nas, nomadów, Hunów i Elamitów
i myśliwych mokradeł, przygiętych chwałą
i snem o tych, co przyjdą syci
na prochy swoje.
- Kamieni przedświtu nie rzucę!
Pod stopami muszle, wodorosty,
Księga Skał i historia. I oto ptakiem idę
w rozbłysku przestrzeni na ucztę
gwałtu, zgiełku i modlitwy, w tablice dziadów
z pochodniami. I coraz trudniej pojąć, kiedy
zbieraczem byłem, a kiedy Czyngis-chanem,
budowniczym w Słońcu, od horyzontu kapłanem
po obietnicę, proroctwo ranka i chichot
ciemności, po piach losu
a także biedę.
- Tamte czasy, jeszcze mijają!
Tamte znaki wstecz rozpostarte
drogą i wędrowcem, gonitwą,
nocy wspólnością i przemocy, ponad hordy
zaściankowych schematów, widokiem
na dzień każdego i każde jego piekło,
na pot, smak mleka,
na wedy, stosy,
na kurhany.
O ojcowie, bracia i wnuki!
O nadzy w tatuaże, w sagi i eposy
- dziwy nad dziwy w niskich progach
oglądają już
wieczność naszą.