2 grudnia 2018
Zima
Pamiętam zimę z puszkiem, gdy zachorowałam, mama wiozła mnie na sankach do lekarza, bo tylko tak można było. I taką, jak złamałam sobie rękę, wchodząc pod górkę do szkoły rano, a później biegałam szczęśliwa z gipsem po krzesłach w domu. Ale też, jak czułam zimy lód w tunelu, który wyrobił dziadek na podwórku, żeby przechodzić. Cały ogród wyglądał jak igloo. Chowałam się w nim. Najbardziej lubiłam wziąć łyżwy i pobiec na pasternik pojeździć na lodzie między kępkami traw. Świeżymi śnieżynkami zakrywałam swoje widoczki, które wcześniej podziwiałam. Mogłam tak całymi dniami przemieszczać się od jednej do drugiej, upadając. Śmiałam się i wracałam z czerwonymi policzkami.