30 maja 2010
Zły Porucznik
wszelkie przeciwbólowe środki
zużyłem, wykorzystałem
wiele wytrychów między nami
tak dobrze udawałem
tęsknota
wyczekiwana latami
stała się bezimienna
i krzyczy za kratami
To nie jest przypadek
Nawet gdy wiszę na tarczy
Do której celujesz
Moja dusza wciąż tańczy
Odnajduję losu fart
Odpuściłem wam już raz
Choc niewiele czuję
Nienawidzę was
Kto by pomyślał
Że najdłuższe dni
Trzymasz tylko dla siebie
Nie oddajesz żadnej chwili
Ale jeszcze wszystko odwrócę
Oprzytomnieje
Kiedy zanurzę się po uszy
W twoim ciele
pomiędzy talerzami
świątecznymi nakryciami
zaplątałem stres
wokół palców wije się
Pełznie po mnie
Syczy spokojnie
słodko
nie myśl
żałować na mnie
jadu
królowo życia
królowo gadów
chwilę tą ozłocę
z całoroczną wódą
go wypocę
wybełkoczę
wykaraskam
i wywiozę z mego miasta
na plantację
stresu , złości
aż do daty
przydatności