2 sierpnia 2011
* * *
jedynie wyroki śmierci wydane przez nieistniejące sądy
wdrażają niektórych w atletyczną niecierpliwość na tle lękowym
nie tylko sama śmierć nie tylko przesiąknięte krwią pościele
nie tylko paniczne rozłąki z przybitym ciałem -
bardziej niż gniew złość i rozpacz obiecuję Bogu że będzie tylko szeptem
to miejscówka na mój prywatny sąd dostateczny
który wspiera się werniksowany i paprochami krzyczy
którego zwłoki zabierają na cmentarz do bezdennych upudrowanych mogił
bez prosektorium bez konduktów bez trumien bez chociażby drewnianego pocałunku -
jakiś śnieg w kamieniu groteską wyrzeźbiony pierwotną chorobą zaćmiewa
na skrzyżowaniu ulic Wolność Równość Braterstwo
dyskutuje się o tym ale na podejrzeniach się kończy i w ożywczym spazmie umiera
jak miasto niczym przywódca tajemnej frakcji chroniąc rozum przed drugim człowiekiem
nieznane jakieś a czeka co wieczór w szkarłatnych małych domach pomocników niskiej rangi
bo tyle jest miejsc gdzie zranione oczy gotowe są patrzeć na rozpaczliwe szczeliny
a kiedy wkrótce Syn usłyszy ludzi szukających szaleńców za dawno zaginionym rogiem
wyśle Ojca do tych którzy użyczyli go Gangesowi jako że prawda złamała ich opór
wbrew temu iż ponad niebem leży kraina bogata w życie gdzie rodzą się wszystkie rasy
od których zarania i zmierzchy uciekają a krucze akacje podążają śladem rozżarzonego bólu –
to miejsce może i było najwyżej jak mówili kapłani oferując jedynie zimne światło słońca
życie wieczne nie oferuje Pierwszym Przybyszom żadnej pomocy nie można na nim polegać
a egzorcysta na ziemi kołysze twarze odrzuconej wiary zwierząt oddzielonych od plugastwa
lecz podczas marszu czarna gleba nie przypomina raju płonącego oka ani zastępczyni anioła podobnie jak mgła która zrodziła potwora zmienionego w matkę ruchomych tożsamości zgiełku -
gdzieś między dłońmi pośpiechu w dzień karkołomnej większości jedynego strumienia
podstępem młot ostatniego z Thorów
w ślepych ramionach fetyszy
deponuję