21 czerwca 2012
Ptaszek
W dzień, to bym chciała być rudzikiem, o sercu
mniejszym od ziarenka zielonego groszku;
trzy krople krwi w żyłach cieńkich, jak nić
babiego lata, płucka - dwa płatki z listka dzikiej
koniczyny i żadnych tam płakań, i tylko troszkę
tęsknoty.
Siedziałabym na jednej z wysokich gałęzi naszej
starej jabłonki, co to kiedyś upadła, a tata do niej
podstawił drzwi, obwiązał stalową liną i ciapkiem*
podniósł ją do pionu - jeszcze później z kilku desek,
w zagałęzieniu zbudował taki fajny podest.
Wieczorem nie wiem, gdzie bym mogła się ukryć
do snu: może pod liściem na klonie, co go babcia
posadziła za blisko garażu, ale nikt się nie zgodził,
żeby go wyciąć, a może na kasztanowcu, w ogrodzie,
nad grobem Froda.
Zimno mi. Pada. Wieje od zachodu. Jest już
tak ciemno u nas. Boję się o was - córeczko.
*Ursus C-330
.