Proza

Mirosław Witold Butrym


dodane wcześniej pozostała proza dodane później

20 marca 2011

Zbrodnia

 
 
Pierwsza myśl zaistniała, zabiję te bydle, ludzkie zwierzę,
po co ma żyć skoro zabił mi brata, pomyślał Hubert pałający chęcią zemsty,
sfrustrowany pijąc w samotności whisky.
Wiedział jak to zrobić, więc wszystko  przemyślał dokładnie. Policja już znała
personalia mordercy, był nim. Karol S. Recydywista, chuligan z sąsiedniego
osiedla., a od swojej znajomej, która była świadkiem  wiedział, że to właśnie on był winny śmierci
Marka. Na policję w zasadzie nie liczył, bo wielokrotnie już do nich dzwonił,
nieudolni stróże prawa jeszcze nie pojmali sprawcy, pożytek z nich żaden, lecz
jedno potrafią najlepiej, przyłapać na piciu i mandat wlepić pod sklepem.
Wiedział, że tak być nie może, trochę wstawiony nie myśląc zbyt długo wziął
telefon i zaczął dzwonić do kumpli, swoich starych znajomych, miał przecież
wielu przyjaciół, którzy mogli mu pomóc. Tak się składało, że kilku z nich to
dresiarze i dealerzy, ale równi goście, zawsze chętni żeby komuś przylać. Znał
ich jak własną kieszeń, w końcu kiedyś byli kolegami z podwórka, a teraz z
innej części miasta. Jeden z nich miał ksywę Iwan, stary dres i szalikowiec,
lubił zadymy po meczach, a co najważniejsze miał sprzęt, kije do gry w baseball
i kastety, to wystarczyło żeby był przydatny. Zaś na drugiego mówili Piła,
blokers, który kroił często obcych na swoim terenie, w tym kraju bez pracy tak
zarabia wielu. Ostatnim zwerbowanym był Artur, szybszy w działaniu niż
myśleniu, parę lat przećwiczył na sterydach, był bramkarzem na jednej z
pobliskich dyskotek, istna maszyna do zabijania, miał zawiasy w sprawie o
pobicie, był to jego pierwszy wyrok. Razem stanowili zgraną paczkę, jadąc do
Huberta już wiedzieli, że ma sprawę nie cierpiącą zwłoki. Była godzina 18,
kiedy samochodem marki BMW dojechali na miejsce. Zapukali do drzwi, Hubert
otworzył i rzekł, wejdźcie panowie mam poważny problem. Wszyscy weszli do
pokoju i rozsiedli  wygodnie jak paniska,
wtedy Iwan przemówił pierwszy, kopę lat Hubert, dawno nie gadaliśmy, nasze
drogi trochę się rozeszły, wiem odparł Hubert, ale pora żeby znowu się zeszły,
mam kłopot i potrzebna mi jest wasza pomoc, bowiem jest sukinsyn, który zabił
mi brata, chciałbym go dorwać jak najszybciej i zobaczyć jego ścierwo w dole, a
kim jest ten skurwiel o którym mowa zapytał Artur z ciekawością, Karol S. Stara
recydywa z sąsiedniego osiedla, pewnie myśli, że jest bezkarny, bo się skrywa
przed psami, ale możemy go dorwać przed nimi i do lasu wywieźć, wystarczy
powozić się po mieście, wiem gdzie tą gnidę można spotkać, no to jak będzie
Artur wchodzicie w to czy nie?, dobrze odparł Artur, załatwimy go wspólnie, ale
jakby coś nie było nas tu ostatnio. Wyszli od Huberta w milczeniu, już
wiedzieli co trzeba zrobić, najpierw odwiedzili osiedle Karola S., pytali o
niego w nadziei, że ktoś go widział, jednak ludzie niechętnie o nim mówili
głównie ze strachu, ponieważ lubił napady z pobiciem. Pół godz. później
pojechali prowadzić dalsze poszukiwania. Jeździli po mieście całą noc aż do 5
rano, już prawie mieli kończyć, kiedy Hubert nagle spostrzegł zabójcę brata,
który szedł po chodniku spokojnym krokiem, jest ten śmieć krzyknął, zwijamy go.
Artur podjechał z piskiem opon, wszyscy wybiegli z impetem z samochodu, Piła
podbiegł pierwszy uzbrojony w kij, zadał cios w plecy, gość upadł i zwijał się
z bólu, wtedy podszedł Hubert i powiedział: i co teraz gnoju? już masz
przesrane, jedziesz z nami, jesteś zwykłym trupem. Po tych słowach zaciągnęli
go do bagażnika i wrzucili do środka jak zwykły worek kartofli. Jadąc do lasu
poza miasto, milczeli jakby myśląc o swoim alibi, tylko Hubert nieustannie
mówił: w końcu go dorwaliśmy, będzie skamlał jak pies o własne życie, myślał,
że mu ujdzie na sucho, trochę się przeliczył... .W końcu dojechali na miejsce,
wjechali w leśną drogę, Artur zahamował i wszyscy wysiedli z samochodu. Iwan i
Piła trzymali w rękach kije, Artur otworzył bagażnik i powiedział: wyskakuj
zasrańcu z bagażnika, ten wyszedł powoli jeszcze obolały, wtedy Artur kopnął go
w krocze, a gdy się schylił z bólu, zadał w twarz porządny cios z kolana, gość
od razu zalał się krwią, Hubert w tym czasie wyjął łopatę i sznur z samochodu,
z którego zrobił powróz na szyję dla przyszłego denata. Na pobliską polanę
zaciągnęli go jak zwykłe zwierzę, potem zaczęli bić kijami po całym ciele, a
najbardziej po głowie i tak długo aż zrobili z twarzy, jedną wielką krwawiącą
ranę. W końcu któryś krzyknął: wystarczy, już na pewno nie żyje. Hubert chwycił
za łopatę, musiał przecież wykopać dół na zmasakrowane zwłoki. Kopali grób na
zmianę, w końcu miał być głęboki, zbyt płytko zakopane zwłoki, to przecież
amatorstwo i byle frajer może je odnaleźć. Wrzucili trupa do dołu, potem
zasypali i dokładnie przyklepali ziemię. Po skończonej robocie Hubert czuł się
o wiele lepiej, nie myślał, że zabił człowieka, nie miał żadnych wyrzutów
sumienia. Kawał dobrej roboty panowie, już nie będzie zaśmiecał naszych ulic
powiedział Hubert i dodał: komu w drogę temu czas, spieprzajmy stąd, po czym
poszli do samochodu i odjechali.






Zgłoś nadużycie

 


Regulamin | Polityka prywatności

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1