9 czerwca 2016
Rachityzer
ciecz mam jak się patrzy. zimoczerwoną
gęstnieje jedynie wieczorem, gdy oglądam Dziennik
to nic, że jest jak na lekarstwo
ledwie łyżeczka. wystarczy by zatruć kadź
z igiełek, najmniejszych kropli powstają armie
przekaz niczym zbłąkany gen. ciągłe mutacyjki
prowadzą do poniżenia. ledwie odrastamy
od ziemi. w następnym pokoleniu
nie będzie nas widać spomiędzy traw
chudo, żebra przebijają tiszert
z A obrysowanym nimbem. symbolem
wolności made in Hongkong/ Wietnam/ Wietkong
(ciężko odczytać- nabazgrane krzaczkami)
bazarowy głód nie do zaspokojenia
ziąb nieznośny, idzie skarleć do reszty
stulić się we własnych objęciach tak mocno
że aż zrosnąć w bryłę, nierozbijalny monolituś
wielkości szpilki pod paznokciem diabła
co będzie gdy zanikniemy? kto powie ile było
w nas pyłków, tych aż z przepalonych gwiazd
startych na proch żarówek
ile soku
a jaką część stanowił zwykły kurz?