1 września 2016
Akatyzja
wiersz ludowy
jesień zaciera wspomnienia. płoną liscie
i ubrania po naszych zmarłych rodzicach
obertasy Macabre- na truchłach chałupsk
roztańcowały się szkielety. nierodno tu i błoto
w dobrym tonie jest pokryć się zmarszczkami
wyglądać jak gleba. i oczy- niech w szarych grudach
nie płonie nawet iskierka
mówisz: pesymizm. e tam, raczej- właściwy obraz
drzewa podszyte dymem, kraina garbiących się płotów
(zbyt gotyckie, pochyłe pismo- nie sposób dojść sensu)
i to nieznośne milczenie. jakby poginęły klucze od kłódek
na które zamknięto nam usta. wrony odwracają łby
pachnie kiszoną kapustą i parafiną. w każdej dziupli
-jak w domu. pryszczaty świątek trzyma się za obolałe czoło
wielka parafia ponad nami, biały obrus i obrazek cuda czyniący
gromnice, znak krzyża. i pęta. na ogół- kiełbasy
tak swojskawo. aż chce się wziąć piłę motorową
kanister czegoś łatwopalnego
albo dać krok w prawo. urwać się z mapy