5 stycznia 2012
Obnubilatio
Cudzowiersz, albo ludzie ze szkła
ciało powoli zamienia się nawóz
(zastanawiam się- zostać begonią czy surfinią?)
guma arabska skrzepła w kieliszkach
skutkuje to złotą maligną
rozgadała się dzika bajka o obłąkaniu
i każe nam biec, upadać szyldem w dół
po zębach, po pagórkach płyną tępe iskry
w witrynie odbija się sina czaszka
na półkach konserwy z sadzy i popiołu
jesteśmy śmiercią w koronkowym worku
supersam już zamknięty. w naszej dzielnicy czynne są
wyłącznie apteki. stada pavulończyków
krążą w niejasnych zaułkach
z wiadomym zamiarem
leżymy niczym dwie nasiąknięte Marzanny
na brzegu słomianej rzeki. limfa się pieni
nie bój się, to tylko majaki przemarzniętego chłopca
który zapomniał drogi do rodzinnej wsi
i dziewczynki z gardłem poderżniętym
kredką świecową
oni jutro się obudzą
i nie będą niczego pamiętać