Proza

Florian Konrad


dodane wcześniej pozostała proza dodane później

17 lutego 2017

Dawnorodek (cz. II.)

III.
No więc siedzę w pachnącej denatem maździe i jestem zapładniana przez plemniki bliżej nieznanych kolesi. Kamyczek w macicy nabiera ludzkich kształtów, rosną mu rączki, nóżki, nawet zęby. Podbródek - po tatusiu- w normie. Modlę się o okres, o wypłukanie pasożyta. Może stanie się cud i organizm uzna, że przecież nie jestem gotowa na dziecko i usunie je w naturalny sposób? Jeśli nie- wmówię Flo, że to jego. Uwierzy od razu, przy mojej twarzy zdrada jest mało prawdopodobna, poza tym ostatnio wręcz ze mnie nie złaził. Jurny ogierek.
Wracamy z 504 Gateway Festiwal, największej imprezy w kraju. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi co roku przyjeżdża, by się sponiewierać, wytarzać w błocie, wybawić do upadłego. Kto żyw, kto nie ma stu lat ściąga na olbrzymie pole namiotowe. Gimbusiarze, licealiści są rzecz jasna najliczniej reprezentowani, ale nie brak też starszych, nawet siedemdziesięciolatków- podstarzałych hippisów, których dragi trzymają w szponach od lat 60. W zasadzie możesz spotkać każdego- Ormianina, Cygana, mieszkańca Antarktydy, czy Maorysa.
Pierwszy raz byłam na jakimkolwiek koncercie, z niewyjściowym wyglądem wolałam siedzieć w domu, nie narażać się na drwiące uśmieszki, zaczepki, nieprzyjemne komentarze ze strony szczyli. Dla męża był to już piętnasty wypad, tradycja, odkąd zrobił prawko nie opuścił ani jednego koncertu. Chwalił się, że zawsze przywozi pół bagażnika szmeliwa kupionego na starzyźnie. Jakieś niesprawne pegasusy na części, kolekcjonerskie płyty winylowe, przeżarte przez korozję hełmy z Drugiej wojny światowej i tym podobne, kupione za grosze, psu na budę potrzebne śmieci. Ostatnio wygrzebał ćwierćskórzany, bordowy garnitur, Rusek ,,puścił" za pięćdziesiąt złotych. W życiu nie widziałam bardziej komicznego ubrania, ale Flo się uparł i nie byłam w stanie go przekonać, że wygląda jak klaun.
Choć może miał rację? Bo z tym ślubem był prawdziwy cyrk. Odkąd wprowadzono możliwość pobierania się na wzór amerykańsko- protestancki, przez pary ,,z ulicy" w dżinsach i t-shirtach, bez udziału świadków, gdy uproszczono formalności do minimum- dzieją się komedie.
Jednym z najbardziej obleganych przez młodzież miejsc na festiwalu (pomijając stragany z piwem i jedzeniem) jest ,,Punkt Ślubny", czyli obskurny, powojskowy namiot, gdzie- jak sama nazwa wskazuje- można zawrzeć związek małżeński. Wypowiadasz słowa przysięgi (mogą być nawet ułożone naprędce przez ciebie), podpisujesz papierek i już. Prostsze, niz wzięcie kredytu w Providencie. Dziesiątki, setki schlanych i zjaranych par brużdżą sobie w dokumentach legalizując wczesnoszkolne miłostki, zauroczenia, łącząc się w pary na tydzień, miesiąc. Potem ich rodzice muszą odkręcać pijacko- narkotyczny pasztet, występować do sądu o anulowanie ślubu. Zwykle powołują się na niedojrzałość obojga ,,małżonków". 
 Pomysł, byśmy się ochajtali wyszedł od siostry Flo. Ta to dopiero miała za nic normy społeczne! Wyuzdaniem, nonszalancją, wulgarnością i olewactwem mogłaby obdzielić hordę starych punkowców i tyle samo dziwek.
Najprawdziwsza, pełnokrwista szmata, zawodowa aktorka porno. Niektóre jej wyczyny przeszły do legendy, jak choćby akcja z trzema... mniejsza o to. 
Więc pobraliśmy się ot tak sobie, na spontana, bo co szkodziło, skoro i tak byliśmy razem? 
Florian napisał kwiecistą i przesyconą metaforami, ocierającą się o kicz przysięgę. Noc poślubną spędziliśmy w krzakach obok toi toi, gdzie pieprzy się większość małolatów. Potem piliśmy w samochodzie. I znowu pod kible.
Urwany film, ja pełznąca w pijanym widzie w poszukiwaniu nowych wrażeń. Zaczepianie nieznajomych, narzucanie się niczym wyposzczona nimfomanka. Paru prostakom postawiłam nawet browca, byleby ze mną poszli. Masakra, żeby tak się zeszmacić...
Coraz bardziej kłuje w podbrzuszu. Chyba będę mieć sturaczki. Flo nie domyśla się niczego.
 
IV. 
Gdy z perspektywy czas pomyślę o ówczesnych problemach chce mi się śmiać. Ciąża- też mi dramat! Gdy powzięłam decyzję o rozpoczęciu pisania nie zdawałam sobie sprawy, że żyję w półniebie, stąpam po chmurkach z cukroporcelany, a całe zło świata czai się w zaroślach, mruży ślepia. Jakaż głupia byłam nie przeczuwając niczego! Scyzoryk zaczął się powoli otwierać, zły duch podpalał szmatę w butelce benzyny, czorty ostrzyły pazury.
Dramat zaczął się trzy dni po naszym powrocie z Gateway. Zbierałam się, by powiedzieć Florianowi, że będziemy mieli dziecko, gdy gruchnęła tragiczna wiadomość: Arleta, jego siostra przedawkowała. Znaleziono ją w kałuży wymiocin, pośród niewyobrażalnego syfu. Jak warszawskie mieszkanko od dawna było połączeniem taniego burdeliku z meliną.
Nie, źle, tak naprawdę zło miało swój początek pół roku wcześniej, gdy zmarła ukochana matka Flo. Dwie najbliższe mu osoby odeszły w tak krótkim czasie. Każdego by złamała ta sytuacja, ludzie o najtwardszej psychice popadliby w depresję, co dopiero mój labilny emocjonalnie, wiecznie niedojrzały ćpunek. 
Z dnia na dzień patrzyłam, jak się wykoleja, idzie sobie tylko znanymi ścieżkami, jak wyrywa kartki z Wielkiej Księgi Normalności i wkleja w ich miejsce broszury Świadków Jehowy, ulotki leków na przeczyszczenie, gazetki promocyjne z Leroy Merlin. 
Mój biedny, załamany mąż oczywiście uciekł w dragi. Mało brakowało, a nie zjawiłby się na pogrzebie rodzonej siostry, lub- co bardziej prawdopodobne- skończył jak ona. 
Nie wiem nawet, ile te brał. Gryzł się, wykrzykiwał nieskładne brednie, toczył pianę z ust i oczu. Czułam, że jest pokryty robakami, ogarnięty rozkładem, toczy go autodestrukcją. Rzucał się na niewidzialne druty kolczaste, łańcuchy pod prądem. Do granic możliwości znienawidził wszystko i wszystkich. O ile wcześniej odbierano go jako niegroźnego czubka, tak nagle zaczął być postrzegany jako niebezpieczny psychol. 
Choć nie napadł nikogo z nożem, nie pobił, nawet nie znieważył- ludzie widzieli w nim przyszłego pacjenta zakładu zamkniętego.
Nigdy wcześniej nie słyszałam, by ktoś popadł w skrajny obłęd w ciągu trzech godzin, niejako na zawołanie. Widocznie śmierć Arlety była katalizatorem, zapoczątkowała reakcję łańcuchową. Znalazł się otwieracz do puszki Pandory, piorun przywalił w dysk twardy. Wszystkie informacje zostały utracone, kopie na dyskietkach nie nadają się do odczytu. Powódź  zalała archiwum, zgniły starodruki, rękopisy ewangelii i piosenek bigbeatowych, wielka woda zabrała kryminały Chandlera i elementarz Falskiego. Kto to teraz przepisze?
 
V.
Florek jest półprzytomny, idzie jak zepsuty robot. W czarnych okularach odbijają się wielkie tragedie: pani Janina de Nath jedzie na zakupy. Ból pękającego serca. Długie dwie godziny jej ciało leży z otwartymi oczami i ustami zanurzone w dźwiękach muzyki nadawanej przez RMF FM. 
W stolicy siostra bierze ostatnią szprycę herdewinu. Pękają żyły, jej krew zmienia się w brązową zawiesinę. Dwa palce w gardło. Nie ma czym zwracać. Sufit się kurczy. Nad głową przejeżdżają stada pociągów pancernych, przepływają ławice transporterów i czołgów. Walka skończona.
 
Nagle zaczynają wypływać ze mnie dzieci. Fałszywy alarm! Nie jestem w ciąży! Szczeniaki spłodzone z przypadkowymi facetami wyciekają obfitą strugą. Przytulam się do otumanionego lekami uspokajającymi Floriana i znów ronię, nienarodzone dzieciaczki ściekają mi po nodze. Mam na sobie długi płaszcz, więc unikam kompromitacji. Przed stypą idę do toalety i wycieram się papierem. Spuszczam w klozecie uschłe ziarenka, zwiędnięte zygoty ostów i kaktusów. 






Zgłoś nadużycie

 


Regulamin | Polityka prywatności

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1