23 lutego 2011
Sułtan
Nawet teraz, po upływie trzech dziesięcioleci
wyraźnie pamiętam każdy szczegół krajobrazu,
zielony lasek jodłowy, miękkie linie horyzontu,
zapach skoszonej pszenicy, uporczywe szczekanie psa,
i piasek. Mnóstwo piasku. Hałdy piasku, doły piasku.
Ten żółty słoneczny piasek jest przekleństwem naszych dziadków
i wielką radością dzieci. Lepimy ogromne pałace.
Bawimy się w sułtana. Jestem kochanką sułtana.
Sułtan jest mniejszy o głowę, więc w sam raz dosięga piersi.
Błękit wznosi się wysoko, a mnie bolą oczy
od wypatrywania, czy ktoś nie przerwie sułtańskiej rozkoszy.
Już tam nie ma wykopalisk, nie ma piaskowych pałaców.
Stoi nowy dom, którego nie powstydziłby się sułtan.
Zatrzymuję samochód. Nawet marznący deszcz ze śniegiem
nie jest w stanie mnie powstrzymać, muszę natychmiast zapukać.
Pukam. Otwiera mi sułtan.