9 października 2015
Zabroniony temet
To był październik. Dzień jesienny,
a ksiądz powracał z ochroniarzem.
Zniesiono w Polsce stan wojenny,
ale nie brakło złych wydarzeń.
Były rewizje, ostrzeżenia
i policyjne prowokacje.
Nastrój ulicy się nie zmieniał.
Proponowano delegację
i wyjazd na studia do Rzymu,
by przerwać msze - manifestacje.
Nie odpowiadał księdzu przymus.
Brał awans za dyskryminację.
Był kapelanem, spowiednikiem
wielkiego podziemnego ruchu.
Wznosił modlitwą, a nie krzykiem
błagania nadziei okruchów
na lepsze jutro, ludzką godność
i uwolnienie uwięzionych.
Był ksiądz, a obok była podłość
i wyrok był postanowiony.
Miała ta zbrodnia wstrząsnąć nami
i rzeczywiście tak się stało,
bo ludzie przyszli tysiącami.
Bolało serce. Oj, bolało.
Sprawcy są dawno na wolności.
Generał już spoczywa w grobie.
Mieliśmy tutaj innych gości,
lecz o nich słowa nikt nie powie.
Na tajemnicy wielki kamień
spoczywa krzyżem i jej strzeże.
Ciężki, znaczący tak jak znamię.
Nie mogą unieść go pacierze.
Jest petycja do Prezydenta
o przywrócenie Witkowskiego,
który coś odkrył i pamięta.
On jeden nie boi się złego.
Lecz czy pomoże, poskutkuje?
Pewności żadnej nikt tu nie ma.
Październik chłodny. Mgła się snuje
w niej zabroniony utkwił temat.