11 listopada 2011
Na Konstytucji
Będą poprawiać po Piłsudskim -
tyle, że tym razem bez niego.
Już po swojemu w zgodzie z ruskim.
Obowiązkowo bez Dmowskiego.
Bez legionistów. Po heglowsku
i kiedy trzeba - monachijsku.
Wciąż zacierają ślad po wojsku
i straszą kagańcem na pysku.
Po marksistowsku i masońsku.
Z Paryża przez Berlin po Ural.
W każdym bądź razie nie po polsku!
Już słychać ich radosne urraa...a...
Na Konstytucji tłum ściśnięty
tych, którzy nigdy się nie zgodzą.
Pod krzyżem, obrazami świętych,
a legioniści mu przewodzą.
Wszyscy nazwani faszystami
przez ściągnięte zewsząd lewactwo.
Z obu stron słychać - "Chodźcie z nami!"
Zjechali powstrzymać "prostactwo".
Policja chroni berlińczyków,
bo by ich tutaj rozdeptano,
a mają czynić wiele krzyku
by w mediach sprzeciw usłyszano.
Kotylionowi przeciw orłom,
są jak ta czapa - przeciw głowie,
a kłamstwo ze swą mocną mordą
zagłuszyć chce co ludność powie.
A ludzie mówią obecnością.
Marsz się wylewa przez kordony.
Jest narodowy. Kipi złością.
Jest polski i nieujarzmiony!
Wracają dawne Listopady.
Polska na nowo się uciera.
Choć znowu wygrały układy,
fala oporu ciągle wzbiera.
Myśleli, że nie ma prawicy.
Że jest rozbita, podzielona.
Dziś widać Polskę na ulicy!
Tę, która nie chce być czerwona!