18 listopada 2011
Hybrydy
Tak byli przeze mnie wielbieni.
Piękni jak muzy na Parnasie,
Mogłem ich jednym tchem wymienić
i długo tkwić z pokłonem w pasie.
Jedno mi tylko pozostało -
ten dziwny zapaszek wymiocin,
a przecież kiedyś się czytało.
Człowiek by chętnie ich ozłocił.
Dziś wiem, że były to hybrydy -
wielofunkcyjni przebierańcy.
Zapijaczone zwykłe skryby.
Gdy grano - potrafili tańczyć.
Już ledwo mogli się poruszać
Wnętrzności im się wyrywały.
Myślałem, że to rwie się dusza,
a to był zwykły zew gorzały.
Dzisiaj im kumple - pogrobowcy
budują ze wspomnień pomniki,
bo byli obcy pośród obcych.
Odczuli bóle gimnastyki.
Bolało ich przepoczwarzanie
i twórcza męka w toalecie.
Wiersz napisany na jej ścianie
o złej cenzurze, co ich gniecie.
O dziwkach, kasie i o sławie,
o buncie skrytym w metaforze
i o raporcie po zabawie
usłużnie złożonym we dworze.
Już nie są piękni. Nie są moi -
być może godni zapomnienia,
lecz głupia pamięć, chociaż boli -
każe ich jednym tchem wymieniać.