Proza

Kasiaballou vel Taki Tytoń


dodane wcześniej pozostała proza dodane później

13 sierpnia 2015

Jesteś samotny? Odwiedź na czas samotniejszego od siebie

Stary, schorowany i bardzo samotny. Wiesz, czego bał się najbardziej? Nie samej śmierci, ale tego, że nie będzie mu dane godnie odejść. 
Mieszkał wśród swoich, w starej kamienicy, w której spędził całe marne życie. Tu rodziły się, wychowywały i poszły w świat jego dzieci i stąd odeszła do innego jego żona. Pił i żył wspomnieniami. Przez regularne picie właśnie przestałam go odwiedzać, a może to był tylko pretekst? Taki wykręt? Nie wiem, ale wiem, że uciekałam od widoku rozkładu i powolnej degeneracji. Zawiodłam. Nie podołałam, chociaż byłam jedyną osobą, na którą zawsze czekał... Jego brat, mieszkający w sąsiedniej klatce, nie chciał nawet zapasowych kluczy. Tłumaczył, że chce uniknąć dobijania się po nocy, kiedy zbradziażony, znów zgubi swoje, a będzie chciał nad ranem dostać się do domu. Chociaż po amputacji stopy, bradziażenie zdarzało się rzadko. Schody były wyzwaniem, dlatego częściej upijał się w domu. Tego upalnego lata słupek rtęci wciąż przekraczał trzydzieści stopni. 
 
Przy niewydolności krążenia, problemach wieńcowych, chorobie płuc i nadciśnieniu tętniczym czuł się, jak ryba pozbawiona wody. Wypił tego dnia niewiele, ale słabł z upału. Wracając do domu spadł ze schodów i stracił przytomność. Brat ocucił go, pomógł dotrzeć do mieszkania i tak po prostu zostawił. Sąsiedzi zauważyli inwazję tłustych, czarnych much. W korytarzu unosił się nieokreślony, intensywny odór. Na ścianie lokalu na parterze, lokatorzy zauważyli dziwne zacieki. Drzwi wyważono dopiero po pięciu dniach. Wiesz już czego bał się najbardziej i uświadomiłeś sobie, że niektóre obawy, czy przeczucia są całkiem uzasadnione. Przekupiłam łapiducha i było mi dane pożegnać się - po raz ostatni. Nie poznałam go w prosektorium, a widoku, jaki sobie zafundowałam nie zapomnę do końca życia. I do końca życia nie wybaczę sobie tamtej ucieczki, ani tego, że to nie ja byłam posiadaczką zapasowych kluczy. Nikt ich nie chciał, a ja wiem i czuję, że on chciałby, żebym skorzystała z nich na czas. Liczył na mnie, chociaż nigdy o nic nie prosił. Od tamtej pory czuję się niegodna, żeby odwiedzać kogokolwiek w potrzebie. Czuję się winna i odpowiedzialna. Nigdy sobie nie wybaczę. Najsmutniejsze w tej historii jest to, że to był w sumie dobry człowiek, że on w swoim długim życiu nigdy nikogo nie skrzywdził. Wielu swoich i obcych (opowiadano mi) odprowadzał z gromnicą na ten drugi brzeg. Odszedł, jak porzucone, ranne zwierzę, bo mnie zabrakło czasu, chęci i odwagi.
 
Minął okrągły miesiąc. List polecony z kancelarii notarialnej ogromnie mnie zdziwił. Miałam się stawić tego i tego dnia celem odczytania testamentu. Kurde, testamentu, który zostawił mój podopieczny? Cóż on mógł podarować komukolwiek? A tym bardziej mnie? W wyznaczonym dniu stawiła się rodzina zmarłego, no i ja. Okazało się, że odziedziczyli spadek, który mój podopieczny miał po swoim zmarłym kumplu, też samotnym menelu - jakaś ziemia na Podbeskidziu. Ta ziemia dostała się dzieciom. Byłam zaskoczona, że pan eN tego wcześniej nie spieniężył - był przecież przez lata na łasce opieki społecznej. Byłej żonie podarował zza grobu słoiczek grzybów - marynowanych opieńków :) Ja pierdziu, mało nie zeszła :)) Rzuciła, że nie bierze, bo pewnie to jakieś trujące, psie czy coś. Ostatkiem sił zdusiłam śmiech i pomyślałam o panu eN bardziej, niż cieplutko. Artysta, no ;) Moje zaskoczenie nie miało granic, kiedy notariusz "obdarował" mnie tajemniczym kluczykiem i kopertą z adnotacją "otworzyć bez świadków" Klucz.. tamte klucze.. wspomnienia, wyrzuty sumienia - byłam pogubiona. 
 
Skrytka na Dworcu Centralnym. W środku niechlujnie opakowany w gazetę niewielki pakunek i znowu koperta. Zaczęłam od listu, ale zamiast niego trzymałam w dłoniach coś, na wzór certyfikatu. Certyfikat kamienia szlachetnego, cholera - certyfikat i akt własności brylantu! Ile karatów? Nie - to niemożliwe! A jednak - w gazecie znalazłam pudełeczko, a w nim kamień - ogromny. I karteczkę, skreśloną drżącą ręką: "spełnij swoje marzenia - zorganizuj w Paryżu wystawę swoich prac plastycznych, zwiedzaj świat i nie przestawaj kochać ludzi". Usiadłam, klapnęłam na syfiastej podłodze, bo czułam, że zemdleję. Kiedy minął pierwszy szok już widziałam co zrobię. Więcej: wiedziałam wreszcie co powinnam zrobić z całym swoim życiem i jaką rolę mają w nim do spełnienia inni, zupełnie obcy mi ludzie.






Zgłoś nadużycie

 


Regulamin | Polityka prywatności

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1