11 maja 2014
drzewo na skarpie światła III
Zapraszała rzadko, bo Maej nie była wdzięczną towarzyszką zabaw. Dużo milczała. Kiepsko szły jej zabawy w na-niby. Bo przecież rozpaćkane pomidory to nie zupa pomidorowa. Po co udawać skoro ktoś mógłby je kiedyś zjeść, zapełnić żołądek. Agnieszce bardzo dobrze szło wyobrażanie sobie wybiegów mody albo płaczu lalek. Karmiła je potem zupą z pomidorów i kradzionego z budowy wapna. Maej ściskał się żołądek. Robiła jednak to co kazała jej koleżanka. Zawsze dostawała najbrzydszą lalkę bez jednej nogi. Tylko taką zgadzała się jej pożyczać Agnieszka. Zdarzało się że czas zabawy przypadł na porę obiadową i matka koleżanki próbowała zaprosić Maej na obiad. Dziewczynka zawsze odmawiała. Z resztą takie sytuacje nie zdarzały się często, gdyż dziewczynka starała się tam nie pojawiać wczesnym popołudniem. Sama Agnieszka też szybko ją wyganiała znudzona jej brakiem wyobraźni i tępotą.
Czasem tylko, po powrocie od koleżanki jakimś dziwnym sposobem wieczorem w sowim plecaku znajdowała bułkę z masłem i serem, albo drożdżówkę.
Za każdym razem wcześniej się modliła. Tajemnicze pojawianie się jedzenia uważała więc za nieomylny sygnał że ktoś tam się nią zajmuje. Dba. Wystarczy tylko że będzie wystarczająco grzeczną dziewczynką, będzie się wystarczająco dużo modlić a wszystko będzie dobrze.