12 lutego 2024
Śniło mi się, że namalowałeś dla mnie kruka.
Powiesiłam obraz na ścianie,
ogromny - od sufitu do podłogi, na nim
kruk jak żywy, siedzący na gałęzi,
która wchodziła wprost w zamkowe okno.
Połyskujące czernią aksamitne pióra,
lśniące tak, jakby zebrały w sobie całą wilgoć.
świadek wielu moich łez.
przysięgłabym, że im więcej mojego smutku,
tym więcej wilgoci na obrazie.
Widział jak wariuję,
jak rwę włosy z głowy,
jak nie radzę sobie
z tymi wszystkimi emocjami w środku.
Zapalam świecę - nieprzebrana ciemność,
z obrazu migoczą oczy,
chcę im się przyjrzeć z bliska,
bo odkrywam w nich czułość spojrzenia
kruczego chłopca, za którym tak bardzo tęsknię.
Z przerażeniem zauważam,
przybliżając świecę zbyt blisko,
że kruk ma wypalone oczy.
Świeca wypada z rąk,
komnata płonie,
ognistość wszelka wokół,
ale nie czuję płomieni,
tylko czułe muśnięcie na karku,
prawym ramieniu,
z którego zsuwa się koronkowa lamówka
obrzeża wydekoltowanej sukni.
Jak to Ty, szepczesz mi z tyłu głowy,
tak że czuję ciepły oddech
u samej nasady włosów:
przywołał mnie twój smutek
już pora, nie zwlekajmy.
Namaluj dla mnie kruka -
wyszepczę po wybudzeniu,
zaskoczysz mnie jeszcze tej nocy.
W spojrzeniu Białego Kła,
ukryjesz całego siebie.