10 października 2015
10 października 2015, sobota ( książki )
Książki to moja słabość, więcej gromadzenie niż czytanie, bo każdej wniesionej książce towarzyszy nadzieja przeczytanie jej z rozmysłem. Mądre książki zostają zazwyczaj napoczęte i czekają na swój dobry dzień, jedynie kryminały są pochłaniane na pobojowisku niedościelonych łóżek i stertach naczynia. Dopiero woń przypalonej zupy przerywa fascynację fabułą, która i tak zazwyczaj kończy się full sukcesem prowadzącego śledztwo. Słabość ma swoje dramatyczne konsekwencje, bo wolniutko wypycha mnie z kolejnych pokoi, które obrastają półkami. Czasem siła wyższa zmusza mnie do przyjęcia roli kustosza zbiorów i wtedy uczta dla ducha i wspomnień. Tym razem muszę znaleźć miejsce dla dla najbliższej 5-cio osobowej rodziny, więc panika. Odkurzanie, porządkowanie i podczytywanie. W ręce mam wydane przez Znak w 1988 roku Kroniki czesława Miłosza.Czytam i zadziwiam się dlaczego nie zatrzymałam się na tej książce 30 lat temu. Odkładam ją na dziś wieczór i na spotkanie w klubie Saga po Sadze w Wilii Decjusza. Tam moja generacja wypowie się pewnie mądrze o twórczości noblisty. Druga książka to Dzienniki pisane nocą 1971-1972 Gustawa Herling-Grudzińskiego. "19 Grudnia" powalił mnie totalnie - trafiłam na ten dzień otwierając książkę na chybił trafił. Język poetycki wypowiedzi, aktualność tematów, a przecież łatwo policzyć minęło od tamtego dnia 44 lata. Teraz czuję się sprawiedliwiona z mojego zbieractwa. Warto było nie rozstawać się z tymi książkami chociażby dla tej chwili przypomnienia sobia, że wielkich i mądrych pisarzy mamy i warto pisać po polsku, bo bogato to się czyta. Wracam do porządków, ale musiałam tu wstąpić na chwilkę (zdrobnienia to podobno lokalna przywara małopolan, ale lubię mieć takie wady), bo przecież druga moja wielka słabość to gadulstwo komputerowe.