Dziennik

Przemko


dodane wcześniej pozostałe dzienniki dodane później

1 sierpnia 2011

31 lipca 2011, niedziela ( widokówka z Warszawy )

Umówiłem się z moją Panią na spotkanie w Warszawie na godzinę 16. do Warszawy mam kawałek więc wyjechałem trochę wcześniej była w miarę dobra pogoda jedynie popielate chmurki powoli zdobywały niebo. przezornie wziełem parasolkę... jadę pociągiem SKM do śródmieścia, wyrobiłem się na wcześniejszą SKM wsiadam a tu pełno kibiców Legii. Zastanawiam się - dziś mecz? Chyba tak, ja się nie znam na polskiej piłce i tylko słyszałem że zaczeła się ekstraklasa. Mecz to mecz trzeba kibicować ulubionej drużynie. Ja tak rozumuję, choć kibice powiedzieliby że jadą na mecz nie z obowiązku ale z przyjemności i aby wesprzeć swoją drużynę dodać im nowych sił i ochoty do dalszej walki. Ale ja nia znam się na piłce, więc pociąg ruszył... jedziemy! Na szczęście się nie spóźnię jak ostatnio na spotakanie z moja Panią. Pociąg rusza z Waraszawy Zachodniej, jedziemy na szybie pojawiają się pierwsze a potem kolejne krople deszczu. Dziesiątki a potem setki łez anielich płyneło w małe rzeki które potem amazonką się stały. Na Ochocie już ciemno i z dziurawego dachu pośrodku peronu obfita rzeka rwącej wody płynie na beton po którym stąpają nasze stopy... Nasze stopy to mają bardzo ciężką pracę nosić i utrzymywać takie duże i niereguralne ciała. Mają cierpliwość i dużo siły, nie wiem czy my dalibyśmy sobie radę na miescu stóp. Dojechałem na Śródmieście po remoncie. nic się nie zmieniło nadal przyciemniona stacja koło ścian jakaś woda czy coś nie zgaduję nawet co, kilka otwartych stoisk, gdzie ludzie sprzedają aby zarobić trochę grosza do nędznych zarobków. patrzą na drugiego człowieka jak jedynie na klienta który coś od nich kupi i da zarobić choć trochę... W ich oczach widać troskę i zapomnienie momentami o tym tu i teraz. Myślą o bliskich, o synu czy córce co są daleko stąd albo o żonie co czeka w domu i myśli co jej mąż robi albo też o żonie takiej samej i czekającej z obiadem niecierpliwie az do późnej kolacjii... Wychodzę z tunelu i już na schodach małe jeziora deszczu wody prosto z nieba płynącej jakby za karę a może jako płacz niebios nad zagubionym człowiekiem w dzikiej puszczy relkam i głupiejącej kultury globalnej gdzie coraz mniej ciszy i harmonii możliwości stanięcia i przemyślenia życia siebie i całego świata... Smutne to ale prawdziwe. Jestem już kło empiku descz pada lekko jeszcze nie leje chmury są coraz ciemniejsze jek dymy nad fabryką, snują się po mału na zachód, słyszę chyba grzmot, ale nie wiem może mi się wydaje... Idę dalej skręcam kło zamkniętej ulicy gdzie robią linię metra. Linia metra jak pięknie że zaczeli, tylko żeby zdązyli w ciągu ćwierć wieku zrobić bo pierwsza linia szła ślimaczym tempem. Ale dajmy im się wykazać, mają jeszcze czas. Nie powinno się krytykować jak się starają, a widzę że się starają zrobić czasowo.
Zawsze mieliśmy pod górę czy to budując dla siebie czy chcąc się rozwinąć zawsze ktoś nam przeszkadzał... Ale już nie czas mówić o przeszkodach. Trzeba też wspomnieć że sami nie jesteśmy bez winy robimy aby jedynie zrobić, w większości tak jest że nie dbamy o dobro ogólne robiąc coś raz a dobrze a nie byle jak i wiele razy poprawiane... Może to tak nie ładnie krytykować własny naród i w nim siebie, ale tak trzeba. Trzeba uświadamiać sobie błędy aby na nich się uczyć i ch już nie popełniać. Być może czasy PRL zmieniły nas i nauczyły lenistwa i chamstwa oraz niedbałości. Być może nie umiem ani obalic ani potwierdzić tej tezy. Wiem jedno zbrakło czegoś w nauce przyszłych pokoleń co się nazywa: robisz dla siebie i robisz dla innych- rób dla innych jakbyś zrobił dla siebie samego. tej jednej prawdy brakło... Czy to się da naprawić być może. Docieram pod pałac prezydencki a na przeciw stoi namiot z napisami aby zmusić tuska i po do oddania władzy... wspomniana jest tragedia w smoleńsku, a jakiś śpiewający pan śpiewa o kłamstwie smoleńskim i poległych. Mijam ten namiot i słyszę komentarze ludzi, z reguły robili oczy i się dziwili, co ludzie z PiS-u mówią i robią. Ale to ich sprawa co robią i co mówią byleby nie podkopywali rządu za granicą i nie robili nam antyreklamy że jesteśmy kłócącym się narodem co zamiast współdziałać to się sam między sobą gryzie. Nie dość polityki niech no każdy sam oceni partie i ich postępowanie wedle własnych poglądów i myśli. Minełem więc namiot i ruszyłem na stare miasto. Po drodze mijałem kościół św. Anny który był wypełniony że aż ludzie stali w przedsionku a kilka osób nawet na zewnątrz. Kościół na zewnątrz ładny klasycystyczny ale wnętrze wypełnione złoceniami i jasnymi kolorami - płowym , żółtym itd.
nie wnikam czy ktoś wierzy czy nie ale kościół warto obejrzeć jest ciekawy. Sam chciałbym tak umieć malować jak ten malarz co malował tam freski i malowidła naścienne... Można tam próbować przemyśleć kilka spraw, nie ma zbyt wielu ludzi czaami więc dlaczego by nie... Jestem na placu zamkowym leje jak z cebra brakuje tylko błyskawic i grzmotów. Nagle wielki grzmot i błysk za zamkiem królewskim. jak na zamówienie... I na placu zamkowym zrobiła się burza i ulewa. Wkrótce woda utworzyła stawy pote jeziora a na koniec nawet oceany wody. lało ostro przez około dwie godzinki... Ja z moją Panią przy goferku i herbatce gawędziliśmy sobie, po miłym spotkaniu udałem się do domu. Wracałem krakowskim przedmieściem namiot PiS-u nadal stał ale już nie śpiewano, tylko słychać było dźwięk fletu. Pomyślałem- czyżby chcieli odczarować deszcz czarodziejskim fletem jak to było w bajkach i obrzędach dawnych. Nutka była nieco melancholijna i spokojna, namiot był całkiem mokry, choć po huraganowym deszczu pozostał tylko lekki letni desczyk. bedąc już koło makdonaldu usłyszałem głóśny i donośny śpiew. Legia! Legia! - a to legioniści wracają. z meczu? nie coś tu jest nie tak, godzina może przed dziewiętnastą i już po meczu? odwołali? nie wiem idę dalej mijam Pałac kultury a po drodze kilka par które skaczą po kałużach. w sumie dobrze niech skaczą miłość musi mieć trochę szaleństwa i niesforności. Pamiętne skakanie po kałużach i się nimi wzajemnie ochlapywanie to ciekawy sposób na wzajemną zabawę, byleby z umiarem. A jeżeli ochlapanie z uśmiechem to czemu by nie. Wiele osób chodziło pod parasolem po deszczu z uśmiechem. widać radość z życia i akceptacje miesiądza zwanego przez wielu Lipcopadem. zgadzam się był to lipco-wielki-opad :) przychodzę na Śródmieście tak jak zawsze- szare ściany,zapach mdły czyli nie do zniesienia oraz usterki tym razem usterka jednej z tablic informującej o dojeżdzie z peronu tzrecigo. Robię małą rundkę po peronie, bo nie mogę usiedzieć w miejscu i widzę pełno szalików Legii. O był mecz chyba. Jedni kupywali coś do jedzenia drudzy gadali, kolejny pił piwo. Obrazek zwyczajny po meczu, jednakże wyraz twarzy kibiców taki sobie, ni to smutek ni to radość takie zniechęcenie. Co mecz odwołali? zastanawiałem się... Nadjeżdża pociąg relacji Wawa Wschodnia - Skierniewice. Zatrzymuje się ludzie wysiadają i wsiadają. Niby nic zwyczajnego, ale jednak. W ostatnim wagonie słychać śpiew, męskie głosy w miwrę równo śpiewają piosenkę obrażającą Polonię Warszawa. Dwóch kibiców uderza pięściami w ścianę pociągu jak w bębny dawnymi czasy turecka piechota prowadząc pieśnią do ataku janczarów. Patrzę a tu kasjerka taka starsza pani wychodzi do nich patrzy i tylko kiwa przecząco głową a panowie śpiewają, część już wypiła co nieco zapijając chyba odwołanie meczu bądż nerwy spowodowane odwołaniem meczu i pogodą. Tak tylko myślę że mogło być. Odjeżdżając wyrzucili petardę na peron. Ja rozumiem emocje i gniew ale żeby rzucać na peron gdzie ludzie stoją co nic im nie zrobili tontrochę nie ładnie. Na szczęście nikt tam nie stał blisko i nic się nie stało. Mam jednak apel do kibiców aby to już się nie powtórzyło nie tylko w warszawie ale gdziekolwiek w Polsce. Być może historia klubu już taka jest, że Legioniści to urodzeni wojownicy i potrzebują wrażeń. Rozumiem ale apeluję aby emocje ukazywać na stadionie w formie kibicoewania ujawniać publicznie. Wracam do podróży około 19:30 mam SKM do Pruszkowa. wsiadam i jadę. nie pada już intensywnie, kropi lekko. Zbliżamy się do stacji Warszawa Zachodnia. ja nazywam ją Treblinką bo jest ponura i zaniedbała. czasami wygląda jakby była na jakimś terenie przygranicznym takim nieco opuszczonym. A jak wysiadali w Treblince ludzie do zagazowania to widzieli stację kolejową z rozkładami, ławkami, nawet z napiasmi kasa itp. Wiem smutne to i krytyczne porównanie ale prawdziwe. Czasem na Zachodniej stojąc czułem jakby ktoś przy mnie był a tam nikogo nie było. Duchy? Smutne jest to jak wyglądają nasze perony takie niezadbane i czasami pomazane w niezrozumiałe znak i napisy a co najgorsze niektóre bez ławek i nie można gdzieś usiąść, a czasem nogi bardzo bolą i taka ławeczka by się przydała... W domu znalazłem się przed 21. dzień aktywny i odkrywczy a zarazem bardzo miły.






Zgłoś nadużycie

 


Regulamin | Polityka prywatności

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1