30 listopada 2017
Mój ostatni pojedynek
ledwie widoczne strzępy dalekich dziwnych wspomnień
niby innego życia wyblakłe przewidzenia
obrazy niewyraźne widziane po raz pierwszy
zdarzenia które można uznać za urojenia
lecz jawią się szczegóły czasem aż zbyt wyraźne
na tle rozmytych zjawisk idących jakby bokiem
słyszalna jest muzyka walc lekko pary niesie
z najlepszych domów panny pod matek czujnym okiem
stojąc z szampanem w dłoni słyszę rozmowę o mnie
chodzi o pojedynek jutro tuż przed świtaniem
odbędzie się na szpady rzekomo ja wybrałem
krew pierwsza nie wystarczy ktoś się pożegna z życiem
tkwiąc w tym niezwykłym stanie patrzę na siebie z boku
nie wiem tylko czy w porę wróci właściwe życie
to sen wspomnienie mary czy może jakieś żarty
poczekam pewnie wszystko wyjaśni się o świcie
chód nocy trzeźwi zrazu tak umysł jak i ciało
jesteśmy już na miejscu tamtego nie ma jeszcze
spóźni się może stchórzy lecz jakiś powóz w dali
z zimna a nie ze strachu mym ciałem trzęsą dreszcze
wysiedli sekundanci jest mój przeciwnik z nimi
w oczach ma czarne dziury złość kapie z jego twarzy
ja już gotowy stoję spokojny nieruchomy
zimowy świt szarością spogląda na szermierzy
sam sobie broń wybrałem lecz nie wiem czy właściwie
czuję jednak że szpada dobrze mi w dłoni leży
sekundant mnie z uśmiechem po plecach poklepuje
jesteś najlepszy wygrasz każdy w to tutaj wierzy
on pierwszy atakuje z łatwością go paruję
jest pewność w moich ruchach lecz ja go nie chcę zabić
któryś już atak na mnie powietrze tylko rani
dlaczego chce do licha ze wszystkich sił mnie zgubić
gdy się odsłonił pchnąłem celując w prawe ramię
krew biel koszuli szybko czerwienią ożywiła
gdy po raz drugi trafiam on pada na kolana
jednak wiem że i teraz klinga tylko raniła
podchodzę by mu pomóc i dłoń ufnie wyciągam
nagle czuję chłód stali jak w ciało moje wchodzi
krew ciepła po mnie spływa oczy już nic nie widzą
zasypiam ale nie wiem czy inny świat mnie zbudzi