3 lutego 2012
A kiedy znajdę, pobiegnę...
Popękane ręce.
Zdzieram z nich skórę,
jak myśli ze ściany.
Wybijam szybę w oknie przeszłości,
wpuszczając świeżość.
Firany falują w euforii.
Flamastrem kreślę bazgrołki.
Cóż, tak zwane plany na przyszłość.
A może wręcz kolokwialnie - marzenia.
Wertuję kartelusze tomiku Szymborskiej.
Szukam sensu życia? Namiętnych erotyków?
Nie. Samej siebie.
Długo szukać nie muszę,
biegnę jak sarna przez napisany las.
Wołając do Yeti.