14 lutego 2014
Już przez sen Walenty ten
nieustająco, namolnie
w czasie dowolnie wybranym przez los
na palcach, z dymem fajek pod nos
zapachem traw, końskiego potu
chińskiego roku, co był wlazł
pod okno pokoju, by zabrać spokój,
podchodzę tęsknie i błędy robię,
ty już pewnie chrapiesz, a ja czuwam u wezgłowia,
by do snu zaś jakiś młodziak, czy drapież...nik
nie wlazł po kryjomu,
rąk nie wsuwał pod kordełkę ,
chyba powyrywam ręce, nim dotrze do domu!
sen mi czucie morzy, stoję i oczy przymykam,
gdzież podział się absztyfikant?
sam bym się położył, przydział to nielekki,
choć nagością wabisz babią,
stój! jak na straży postawią
niebieskie tabletki!
* dziękuję