18 sierpnia 2012
ROZCZAROWANIE (4z4)
Epilog
Wybiła północ, a za nią kolejne patetyczne godziny.
Mieszkańcy obu stolic, w korowodzie euforii, wciąż spijali życzenia z ust swoich bliskich i przyjaciół. Rozkoszując się nadziejami
na lepszą przyszłość, odnotowując postanowienia, kasując grzechy. Niektórzy po prostu leczyli kaca, uświadamiając sobie patos i obłudę minionych chwil. W końcu już za moment wszystko miało wrócić do normy, szykując świat na nowy rok, mający
przynieść w większości rozczarowania, a dla nielicznych nowy początek.
W Wigilię Nowego Roku, pierwszy raz stanęły razem po tej samej stronie, wychodząc naprzeciw życiu oraz śmierci. Jedna tkwiła w trumnie obojętna na dalsze losy tej historii, druga ściągnięta maską odrętwienia wpatrywała się w nieruchomą twarz swojego dziecka. Nie potrafiła uronić choćby jednej łzy, ale dobrze wiedziała co zrobiła jej córka. Dokonała wyboru, na co Eliza nigdy by się nie zdobyła, utknąwszy gdzieś między życiem a śmiercią, na zawsze pozostając w nicości. Trzecia objęła cierpiącą matkę ramieniem, Eliza spojrzała nań nie czując złości ani żalu, żadna z nich nie miała ochoty rozpamiętywać przeszłości. I choć Annabella odebrała jej męża, doskonale wiedziała jak czuję się kobieta patrząca na śmierć własnego dziecka, w końcu sama wydała na świat tyle martwych istnień, ile potrafiła matka, nim pękło jej serce.
Tego dnia, w dusznym świecie spotkały się trzy kobiety, zupełnie obce i bliższe sobie niż niejedna rodzina. Tak bardzo różne w swych ambicjach, połączone nierozerwalnie losem rozczarowania. Ich dusze rozkwitły, gdy były w tym samym wieku, by potem zwiędnąć nagle niczym naiwny pączek wiosennego krokusa. A każda z nich dźwigała brzemię rzeczywistości, będąc zarazem świadkiem wspólnie zorganizowanego cierpienia.
Pan X, zwany też Edwardem i ojcem, siedział na plastikowym krześle w krakowskiej kaplicy, patrząc na swoje kobiety. Jakże obce wydawały się mu teraz, choć przez wiele lat był obserwatorem ich życiowych porażek i cierpienia, nigdy dotąd nie
zastanawiał się nad swoim udziałem w tym bólu. Nie był w stanie znieść widoku trzech trupów, dwóch pozornie jeszcze żywych i jego własnej córki, której wyimaginowanych problemów do tej pory nie był w stanie pojąć. Wybuchł donośnym płaczem, zgromadzeni przed ołtarzem myśleli, że rozpacza nad stratą jedynaczki, on jednak zapłakał nad sobą.
Zrozumiał, że więdnące z dnia na dzień życia trzech kobiet, stopniowo uwalniały jego własne. W pośpiechu wstał, z przystrojonego bluszczem krzesła i omijając spojrzenia zebranych, opuścił kaplicę nim ksiądz zaczął odprawiać żałobne nabożeństwo. Przyszłość przestała być dla niego tajemnicą.
Zanim trumna zniknęła w ciemnym grobowcu, obie po raz pierwszy od długiego czasu uśmiechnęły się, czując jak ich ciała wypełniają duchy, które - jak im się zdawało - uleciały z nich bezpowrotnie dawno temu. Zamknęły oczy nie wiedząc, że myślą o tym samym, powtarzały za księdzem: „Wieczny odpoczynek radź jej dać Panie, a światłość wiekuista niechaj jej świeci na
wieki wieków Amen”.
The end.