5 lipca 2011
pomiędzy kukurydzianym komentarzem a zdziwieniem
skamieniały powieki na krawędzi
szwy zaciągnięte rzęsami wpadają do kawy
z goryczką bawisz się szyszką
ktoś mi motyla przyszpilił
niebożątko wytłuczone o ściany żołądka
gorzko kwili
potrafi tylko do przełyku w górę
i w dół spycham małą czarną
zuchwałe krople zapuszczam
do wysuszonych od ekranu źrenic
wpadają liście igły
higienicznie zostawione paprochy
moich słów nikt nie rozczyta
prędko smarowane sadzą w oknie
przez zasiedzenie babcinego fotela
wygniecione frędzle prostuje przeciąg
próbuję jeść wykałaczką
kiedy inni pchają łapska żeby pożreć ciastko
bez pardonu po zgon
będzie mnie trzymać blat
codziennie wycierany kuchenną ręką
dla odmiany wykręcane esy-floresy
szmatą pocieram szybę
styropian piszczy
jak zarzynany baran na święto paschy
nie wieprz
ze sztuczną perłą w ryju
bursztyni się nawarzone