5 czerwca 2012
ostatni
Tłum rósł jak piana po wlaniu do szklanki coca-coli. Zaciekawiło mnie to wznoszące się napięcie. Podszedłem bliżej. Byłem ostatnim, który mógł cokolwiek dostrzec. Ludzie ściskali się w pierścieniu otaczającym dźwig. Co kilka minut metalowy kosz zabierał na wysokość około 10 piętra jedną osobę. Sporadycznie w górę jechała para. Podszedł do mnie naganiacz i powiedział: Za stówę możesz oddać swój ostatni skok. Zapraszam do kolejki po prawo. Odszedł. Nie zastanawiałem się długo. Stanąłem za grubasem, który pachniał przeterminowaną rybą. Sapał i szeptał coś pod nosem. Rozglądam się gapiących się ludziach. Każda twarz była innym krzyżem. Mimo to byli podnieceni. Co jakiś czas ktoś chował twarz w dłonie. Niektórzy płakali, inni udawali obojętność. Rzadko było słychać krzyki, częściej wzdychanie, a najczęściej: Dalej, dawaj. Łał, ale się rozpieprzył. Mózg jest naprawdę piękny. I tym podobne. Kostka brukowa była pod ciągłym ostrzałem wężów strażackich. Zmywano czerwoną breję, a ciała wrzucano na ciężarówkę, która odjeżdżała co pół godziny. Przyszłą moja kolej. Wyciągnąłem portfel z kieszeni i dałem kasjerowi należną sumę pieniędzy. W zamian dostałem żeton z głową dżokera. W tym czasie gruba pakował się do metalowej klatki. Wciągarka dźwigu zaczęła równo pracować. Patrzyłem na niego. Grubas był spokojny. Po osiągnięciu pułapu 10 piętra wciągarka zatrzymała się. Grubas otworzył drzwiczki kosza i skoczył. Zrobiło się cicho. Dwóch mężczyzn w eleganckich uniformach zabrali się za sprzątanie. Ciało grubasa wrzucili na ciężarówkę. Ktoś z tłumu rzucił: Przy tym to musieli się nadźwigać. Kosz ponownie usiadł na ziemi. Wszedłem do środka. Byłem ciekaw co będzie dalej. Z wysokości ziemia wygląda inaczej – pomyślałem i otworzyłem drzwiczki. Z dołu ktoś krzyknął znużonym głosem – Zrób to!