ApisTaur, 16 lipca 2013
wejdź proszę by drzwi
niepewnością uchylone
zamknąć się mogły
ze spokojem sumienia
siądź proszę niech fotel
schłodzony samotnością
ciepłem twojego ciała
ponownie powróci do życia
bądź proszę bym ja
oszalały z tęsknoty
nie doznał więcej męki
twojego nieistnienia
ApisTaur, 14 lipca 2013
czemu pegazie u skrzydeł
masz tyle złamanych piór
bo czasem poetom miast wiersza
wychodzi niestety stek bzdur
ApisTaur, 27 stycznia 2013
chciałem krzyczeć
lecz głos uwiązł w gardle
chciałem płakać
jedna kropla za łez morze
chciałem serce zatrzymać
biło bezlitośnie
chciałem
już mi się nie chce
siedzę w tak głębokim dole
że głębiej tylko piekło
ApisTaur, 26 grudnia 2012
następna wigilia minęła powtórką
stołem zastawionym nie do przejedzenia
za oknami słychać szczęściem upojonych
którego to miarą jest dawka w promilach
karp już się rozebrał do barszczu z uszkami
a opium z makowca sny nam obiecuje
pod choinką prezent mocno wysupłany
trzydniowe obżarstwo przez rok pokutuję
ApisTaur, 26 grudnia 2012
najpierw patrzyłeś
dotyk rozwiał wątpliwości
po każdym uderzeniu
traciłam część siebie
tak trzeba wiem
nawet nocą
burzyłeś mój spokój
twoja udręka
na mnie przelana
mojemu istnieniu
nadała pożądany
teraz żyję swoim
rzeźbiarzu
ApisTaur, 9 grudnia 2012
[ Dialog z piękną (nie)znajomą ]
Siedzę przed szpitalem na ławce drewnianej,
przywiozłem sąsiadkę, gdyż zmarł jej bratanek.
Stara i samotna, ja czas wolny miałem
podwiozłem staruszkę, dwie przecznice całe.
Ktoś za ścianą głośno, spazmatycznie płacze.
Wyszła bezszelestnie w czarnej, zwiewnej szacie,
była jak zjawisko, aż trudno wysłowić.
Ja znieruchomiałem, jakiś chłód mnie spowił.
Popatrzyła na mnie zaintrygowana,
zimny pot mnie oblał, zadrżały kolana.
Wzrokiem przeszywając, jak szpilką owada,
nieśpiesznie podeszła, i obok mnie siada.
– Zdaje się że widzisz moją postać, człecze?
Ledwie wychrypiałem: – Widzę cię, nie przeczę.
A myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy.
Tym razem spojrzała prosto w moje oczy.
– Czy wiesz, kim ja jestem? - zadała pytanie.
Pokręciłem głową. – Śmiercią, drogi panie.
Popatrzyłem na nią z uwagą, krytycznie,
była idealna, wyglądała ślicznie.
– Pani mi wybaczy, powiem całkiem szczerze,
tak patrzę na panią i jakoś nie wierzę.
– A to nic dziwnego, jesteś obciążony,
przez różne dogmaty, wiarę, zabobony,
a szkielet w kapturze, co kosą wywija
dobrym wizerunkom stanowczo nie sprzyja.
– Właśnie widzę, pani, żeś piękna i młoda.
– Czy ważny wiek wiatru i jego uroda?
Mam postać kobiety, bo mój zwyczaj taki,
przychodzę po życie w sposób różnoraki.
Do mężczyzn kobieta, do kobiet mężczyzna,
to chyba logiczne sam musisz to przyznać.
Po tej odpowiedzi skapitulowałem,
legło w gruzach jedno, co było tak stałe.
– Czy bez konsekwencji mogę o coś spytać?
– On jeszcze nie tonie, a się brzytwy chwyta,
ale pytać możesz, a nuż ci odpowiem,
no, skoro mnie widzisz, to wyjątek zrobię.
– Czemu piękną postać dla ludzi przybierasz,
skoroś tak okrutna od zawsze do teraz?
A ona perliście zaśmiała w nos mi się.
– Ja jestem okrutna, nie wierzę, co słyszę!
Jestem miłosierdziem i litości aktem,
to w ludziach tkwią bestie, nie dyskutuj z faktem.
Ja zbieram to tylko, co przez was zasiane,
człowiek dla człowieka wilkiem i baranem.
Zwierzęta polują, by nie zginąć z głodu,
a człowiek zabija, ot tak, bez powodu.
– Wybacz mi pytanie bezmyślnie zadane.
– Zdenerwować, człeku, nie jesteś mnie w stanie,
co najwyżej znudzę się twoją osobą,
no i dalej pójdę, swoją tylko drogą.
Ale pytaj dalej, bo bawię się setnie.
U mnie pustka w głowie albo same brednie.
– Czemu śmierć dotyka maleństwa niewinne?
– Znowu nie trafiłeś, musisz zadać inne,
nie możesz za wszystko obarczać mnie winą
jestem tylko skutkiem, nie zgonu przyczyną.
– Czy istnieje życie po skończonym życiu?
– No widzisz, i sprzeczność jest teraz w użyciu.
Jeśli raz zabieram wasz dar najcenniejszy,
po co mam oddawać choćby w stopniu mniejszym?
To, co ja z nim robię, nie dla ciebie wiedza
i nie ma co faktów pochopnie uprzedzać.
–" Kiedy po mnie przyjdziesz?" przecież nie zapytam,
rzecz jak się domyślam, przede mną ukryta.
Uśmiech nawet miły twarz jej rozpromienił.
W mojej głowie stado brzęczących szerszeni.
Przecież taka szansa nie dana każdemu,
a trafiło na mnie, nawet nie wiem czemu.
– Czy to bardzo boli, jak życie odbierasz?
– Ból jest rzeczą względną, to ciało uwiera,
wyzwalam powłokę z życia doczesnego
i już nic nie boli, dla mnie nic prostszego.
Nie wiem, czy pojąłem to, co powiedziała,
ale nie drążyłem , bo myśl mi świtała.
– Czy kiedy tu jesteś, to nikt nie umiera?
– Ależ wszędzie jestem, ja nie mam dublera.
Gdy wiatr wieje tutaj, wieje i w Bostonie,
lecz czy on jest jeden? Odpowiedz sam sobie.
Wstała i skinęła ręką w moją stronę
– Spotkamy się jeszcze? – bez sensu palnąłem.
Uśmiech znów zawitał na jej pełnych ustach,
po chwili przede mną przestrzeń była pusta.
ApisTaur, 7 grudnia 2012
zdarzyło się w parku na mostku kamiennym
gdzie czas się wydawał zjawiskiem niezmiennym
wiewiórka co była tam stałym mieszkańcem
uznała że mostek ten będzie jej szańcem
a miała na względzie poważne zamiary
za przejście żądała by składać jej dary
to orzech nasionka lub różne owoce
na moście czuwała przez dzionki i noce
spiżarnia wiewiórki już pełna do granic
lecz ona chce więcej nie odpuści za nic
zwierzęta w tym czasie zebranie zwołały
bo płacić wiewiórce za przejście nie chciały
po chwili odezwał się bóbr bardzo stary
- ja wiem jak zniweczyć tej rudej zamiary
żebyście za przejście przez most nie płacili
kładeczkę przez strugę z pnia drzewa zrobili
ja zęby do cięcia mam wciąż nader mocne
i ścinać za chwilkę wam drzewko rozpocznę
tak odkąd zwierzęta swój mostek zrobiły
wiewiórce dochody się nagle skończyły
wystaje na mostku przez całe godziny
lecz nikt nie przechodzi więc nie ma daniny
i teraz wiewórka gdy jej głód doskwiera
sama musi w lesie orzeszków nazbierać
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.