Veronica chamaedrys L, 19 grudnia 2012
Kobieta, która nie używa perfum, to kobieta bez przyszłości.
Coco Chanel
rozglądasz się nieco bezradnie w tygielku
szafran dobry nie tylko na depresję
chodź do mnie poczytam na głos twoje
wiersze jesteś taka barwna kiedy się
droczysz z tobą nie ma mowy o nudzie
pocałuj mnie
dreszcze spuszczone rolety w alembiku gorąco
na sitach skraplane strofy skwierczą olejkiem
nienapisanych poczętych na dnie w sekrecie
chcesz wydobyć zapach mojej duszy na dowód
nie czuję chcę prawdy a ty się uśmiechasz
zimno przytul
zdejmij sukienkę w kieszeniach jeszcze piasek
z plaży płatki centyfolii jaśminu z grassa
nabyte wonie drażnią dziewczynkę z zapałkami
ona nie chce kobiety z przyszłością
zbyt mocno kręci się w głowie
pachnidłem czuję ciepło
Veronica chamaedrys L, 19 grudnia 2012
już pierwszego dnia w rozświetlonej auli
uwiodłaś publikę twój partner z parkietu
nie wiedział jeszcze że przetańczy z tobą
drogi mosty i lotniska lekka w synkopowanym
rytmie na raz i dwa i podbijałaś swoja amerykę
zbratałaś się z nim intymnie a przecież
śmiało zagarniałaś biodrami każdą sekundę
lekko przebiegałaś po rozżarzonych węglach
egzaminów z uwagą kalkowałaś szczęście
dotykając egretą radości każdy projekt na desce
dawałaś mi chwile wytchnienia zabierając dzieci
na spotkania z wróżkami zatroskana kłopotami kopciuszka
rysowałaś palcem na zapłakanych uśmiechnięte buźki
przy tobie nawet królewicz zjawiał się kiedy trzeba
gdy przybył posłaniec w lekarskim kitlu
nie chciałaś być dzielna marzyłaś
o medalu w konkursie dirty dancing
raz i dwa i
jeszcze poszłaś do pracy jeszcze wierzyłaś
że można tańczyć na jednej nodze jeszcze
napisałaś pracę magisterską na szpitalnym łóżku
raz i dwa
obroniłaś w ślubnej sukience woalka przy
toczku przysłoniła grymas bólu na czole
raz i
* dla Tomka
Veronica chamaedrys L, 9 grudnia 2012
na dworze mróz
wepnę narty i zjadę
w głąb siebie
na złamanie karku
w życie które było
lawendę i smutek
coraz zimniej
Veronica chamaedrys L, 22 listopada 2012
wchodzisz kiedy właśnie zastanawiam się
nad tym czy grzech podstawowy byłej żony
to oziębłość czy kokieteria
nie jestem jeszcze gotowa
podobno uczysz się od drzew
nawet one na znak wypuszczają
pączki przybywasz punktualnie
tylko tam gdzie jesteś oczekiwany
mówisz że dawno wybaczyłeś
dlaczego za każdym razem
ponoszę ofiarę
napraw dzwonek
odpuść
Veronica chamaedrys L, 7 listopada 2012
czwarta nad ranem piąta szósta każda opuściła dom
zostawiła bezpieczeństwo między wskazówkami zegara
nie czekając na sygnał kukułki wybrała tułaczkę
sen wymknął się spod kontroli dobrowolnie poszedł
w jawę bose stopy odrzuciły ciepło i miękkość kapci
osierocone odbyły swój codzienny marsz ku kawie
dłonie postanowiły nie skrywać się dziś w głębokich
kieszeniach szlafroka otwarły drzwi balkonowe
pomogły stojącym u progu niecierpliwym już
skłębionym wariatkom smakować wolność
myśli uciekły z pofałdowanych szarych zwojów
rozpięte między drzewami zawisły ciężkie niczym
druty telefoniczne siódma spakowana cichaczem
nie wiedzieć jak i kiedy ona też została sierotą
pamięć ubożeje oczy gubią błękit usta czerwień
ósma i ta następna już do odlotu gotowe porzucają dom
dzień zostawia schronienie wstaje przeciąga się rusza
jak kloszard bez możliwości wyboru tylko przed siebie
by z kolejnym wieczorem spółkować i dać początek nowej
nieprzespanej nocy której rano nie chce się wstawać z łóżka
Veronica chamaedrys L, 29 października 2012
niewidoczna wygrywam twój triumf
wkrótce potem bezsilność i bezruch
w chmurach szepczesz szczerozłote
bluźnierstwa od ashy mi wymyślasz
mierzysz stamtąd głębokość snu
nie zapominaj kim jestem kocham
ośmiotysięczniki chyba powinniśmy
zamienić się rolami przed następnym
razem wybiorę się do wypożyczalni
nastrojów nie dziś bo mam gorączkę
każdej wspólnej nocy pleciesz kolejne
stopnie sznurkowej drabiny podążam
chcąc osiągnąć tysiąc pierwszy szczyt
nie mów że robisz to jedynie ze strachu
przecież twoje oczy skrzą wśród śniegu
Veronica chamaedrys L, 26 października 2012
w jednej ręce ściskam Twój
łańcuszek z cytatem o marzeniach*
i matczyny testament w różańcu z granatów zawarty
drugą sypię wibhuti na poskładane sukienki
w do połowy pełnej walizce*
zieloną zakładam Tobie
proszę talitha kum
popsułam wszystkie krany
kapie woda słyszysz obudź
się wreszcie
Nesca
*to z Twoich wierszy
Veronica chamaedrys L, 9 października 2012
rękawiczki migdałowe wciągam na siłę wiem że trochę przyciasne
wciąż jednak miękkie od kiedy wyjechałeś zakładam w sezonie
jesienno-zimowym gdy wybieram się do teatru grałeś pół życia
na scenie nikt o tym nie wiedział ani żona ani córki nawet ty
weszłam kiedyś do galerii zielonej właśnie paliłeś wiśniową fajkę
patrząc poza obraz jego lekkość i zmysłowość niczym jedwabny
szalik owijały szyję dym utrwalał fałdy zapachowym werniksem
al dotknął twojego ramienia smuga światła spięła chwilę klamrą
prezent w kolorze kształtu oczu niepokoił powiedziałeś wypływam
do filadelfii nic nie mów przychodź tu irysy zostawiam za ramą list
wszystko zawirowało gorące fale virginia ucieczka w godziny
poszłam do kina dla muzyki dla glassa dla siebie by zrozumieć
przestałeś grać zostałeś malarzem
Veronica chamaedrys L, 5 października 2012
lubię czerwone szpilki zakładam chociaż nie są wygodne
bo mała jestem pyszna i koniecznie chcę zajrzeć w oczy
jarzębin skrywające pod baldachimami zapach marcowych
migdałów gorycz jedno-sezonowego życia ozdobę świata
pożądanie ptaków po to mi one na szczudłach nie potrafię
papageno cóż możesz wiedzieć o tym aromacie skoro nigdy nie zrobiłeś
tatuażu w kąciku oka stalówką maczaną w sympatycznym atramencie nocy
zmieszanej z kroplą łzy właśnie ogromna spadła z biurka turlając śmieje się
ze swojej wielkiej małości w rytm niebieskiego bluesa łaskotana obsadką
zanurzoną w inkauście weź drżenie z pachnidła zapisz w sztambuchu
jutro wyjeżdżasz net szwankuje obdarowujesz milczeniem zimno mi nic to
boso stąpam po gwiazdach buty trzymam pod pachą srebrzysz na puszce
po piwie sama smakuję pragnienie pełni w milczeniu opróżniam kielich
ciszy pamiętając jak hojny jesteś maluję usta sznur korali wieszam na szyi
w podziękowaniu pośpiesznie zdjęcie robię wysyłam abonent niedostępny
na hotelowych drzwiach pukanie zepsute proszę dzwonić
Veronica chamaedrys L, 30 września 2012
opadły mgły a ty otworzyłeś okno na kolorowy sobą
październik znów mnie wezwałeś tym razem po nitce
babiego lata wysłałeś depeszę bieszczadzie. pamiętasz
kluczem żurawim mnie zagarnąłeś zaraziłeś wolnością
a nasz pierwszy raz już wtedy czułam że na zawsze
roznieciłeś ogień choć zbyt młoda wtedy by zrozumieć
spragniona gasiłam kroplami rosy zbieranymi z traw
do menażki tam na caryńskiej po nocy pod pałatką
dziś spadłam z łopiennika albo z wołosania w dolinę
niesiona na skrzydłach anioła o włosach kudłatych
czerwonych buczyną prosto w żółtobrązowe serce do
siekierezady by spokój odnaleźć i ulżyć gorączce
posadziłeś na wysokim stołku przy barze kiwającego
się barda o twarzy pooranej zmarszczkami w kapeluszu
z wielkim rondem przysłaniającym tęsknotę spisaną
w tomiku poezji krzyczą ruszaj się rysiek setkę podano
i piwo jeszcze dla poetki pisz dedykację póki możesz
w twoim kapeluszu mnożą się robaki i myśli nieuczesane
joannie matce od aniołów na radość na wszystkość
stawiam kolejkę na wesołość inność miłość zrozumienie
zabieszczadujmy
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.