Poezja

supełek.z.mgnień


supełek.z.mgnień

supełek.z.mgnień, 6 września 2024

Jakby nikt się nie przejmował

Tego dnia Anna była jak Vivian Maier*, jakby
odnalazła samą siebie wśród rozwieszanych
szmat, gdy głupi cień zadawał jej życie
powtórne. I już wiedziała,

że zna się na śpiewie ptaków, tak jak dzieci
znają okoliczne drzewa, wśród których
obrzynki światła falują liśćmi, jakby nie było
żadnego zewnątrz

— czyniąc świat widzialnym, mówiła:
wszystkie te prześcieradła zwisające z okien,
psy i koty rodzące kolejne mioty, mam nadzieję,
że w umieraniu będzie ich mniej.

z cyklu: Anna


*kobieta, która zmieniła historię fotografii


liczba komentarzy: 6 | szczegóły

supełek.z.mgnień

supełek.z.mgnień, 26 czerwca 2023

Niech spadnie

Gdy wyciskam krew z tubki, przez cały dzień
zanosi się na deszcz. Łza rozciągnięta jak
komiksowy dymek, czerwieni dom.

Mieszkamy w tej kropli, by nic nie uronić,
lecz nad dachem unosi się dym.


liczba komentarzy: 4 | szczegóły

supełek.z.mgnień

supełek.z.mgnień, 9 listopada 2022

Terapia krzykiem

Prócz chłodu, nic realnie nie zaciera podniebień bram,
kondomów pełnych zużytych reklam. Tam gdzie bez snu
i jedzenia śmierdzą lisy, mżą spóźnione postacie, spoiny
twardych powiedzeń. Miasto bardziej niż powinno, maca się
po kieszeniach, składa nierozwinięte stragany.

Ostatnia uchylona roleta stanowi tło banalnej melodii,
pieprzonemu wypadaniu z ról. Włókna cegieł, stronice
mieszkań jak usunięte płody, jawią się cienie matek,
jakby zawsze w nich były; ślub, chrzest, pierwszy ząbek.
Później znowu pszenne lato,

pobielona jabłoń w obłoczkach przetrawionego dymu.
Z twoich ust wynika, że już jestem tutejsza, płaczę tak
zwięźle. Na szczęście ktoś nam rzuca funta, i w przeciwieństwie
do znaczenia, wraca do starego życia. Próbuję skupić wzrok
na niewidomym, lecz ludzie chodzą i chodzą, jeden za drugim,
wykluczają. Wygrażając Bogu.



Z cyklu: Bez złudzeń


liczba komentarzy: 15 | szczegóły

supełek.z.mgnień

supełek.z.mgnień, 8 marca 2022

Wyczerpywanie. Z fotografii w intencji czerni i bieli

Śni mi się, że jestem połatana ściegiem
starych śliw, wydeptanym miejscem na dom
ze szczeliną po matce, w którą nikt mi nie wierzył.

W tym co przewidywalne, rdzawe pszczoły
na postrzępionych chabrach, w gamie odmian;
w kwitnieniu brzucha, na udach, w nic — niby wody
płodowe — nowe modele

lalek. Zabierają tę część mnie, w której istnieję
jedynie podczas naciskania migawki, w chwili
kiedy niczego jeszcze nie ma.



z cyklu: między obrazami a ich znaczeniem


liczba komentarzy: 7 | szczegóły

supełek.z.mgnień

supełek.z.mgnień, 9 stycznia 2022

Pod wiejską latarnią

Powtarzalność dni wydaje się próżnią
scalonych chwil, a dzieci przypominają,
że miałam ciało. Bliskie i dalekie

obrazy niedopowiedzeń, niczego nie puentują,
nawet jeśli wybudzają między trzecią, a czwartą.

Córka odsuwa się, i odsuwa by drżeć.
Trzymając tekturowy dom, który po zachodzie
słońca zamyka się jak kwiat.


liczba komentarzy: 10 | szczegóły

supełek.z.mgnień

supełek.z.mgnień, 2 grudnia 2021

Nieprzerwany pejzaż, lub scenka rodzajowa

Znoszony sweter po ojcu w wiecznym odpoczywaniu,
wydaje się kurczliwy, jakby z upływem dotyku jego
eklektyczna forma stawała się lżejsza o wszystkie
psy z dzieciństwa. Lecz bez pojmowania świata,
takim, na jaki wyglądał. I nie ma w tym nic,
co bardziej wyobcowuje z rzeczywistości.

Dzieląca nas droga, gnijące kształty owoców
wyproszonych u Boga — najskuteczniejszy nośnik
gestów — noc, w sposób najpełniejszy zatrze to,
co sobie wymyśliliśmy. Ptaki roznoszące choroby,
kolory i światło, nie uzurpujące sobą realności. Jakby
świat nas ominął, dla siebie.


liczba komentarzy: 7 | szczegóły

supełek.z.mgnień

supełek.z.mgnień, 19 października 2021

Portret tonalny

Wszystkie lustra w domu stają się puste, i boli, jak bolało.
Zerkając w każdy kąt, wśród szeptów sąsiadek, wiruję
jak wyobrażona płyta na gramofonie z targu staroci.
Odtwarzając to, co w szczelinach ramion, za krawędzią

bioder. Kiedy wydaje się, że lniane płótna odtwarzają
kiełkowanie nieznanych gatunków czerpanych z drobin
światła, angielskie niebo sprytnie zamalowuje teraz,
i tylko teraz. Pochłania włosy zwiniete w kłębek. Słońce

jak koronka rozwiewanego dmuchawca w ogrodzie, z którego
wybiegły dzieci na skraj przestrzeni, w ciszę zapadającą
jak pamięć pochówku ostatniego psa, lecz nie wysyconą
z kolorów. Bez wewnętrznego szaleństwa,

dosmuć mnie w glinie ud, dolicz wagę siebie w brzuchu
wydrylowanym ze wszystkich żyć. Moja twarz, twoja
dłoń. Zwoje lin.


liczba komentarzy: 5 | szczegóły

supełek.z.mgnień

supełek.z.mgnień, 31 sierpnia 2021

Żeby wracać

Kiepski zasięg to jedyny plus tego miejsca, i nie mów
że to minie, gdy dotykam twojej brody, jakbyś występował
w sztuce, a ja byłabym jedyną widownią. Dzielimy ten sam
wyraz twarzy, bez pewności wiary, bez szarpnięć kota na piersi.

Jeszcze nie wyjechałeś, ale nie da się nasycić świtem,
którego obraz obracam do siebie, jak wyłączony monitor.

Od czasu do czasu, wychodzę i nie ma bezsennych dni, brzegu
morza. Wszystko pachnie odgrzewanym jedzeniem, sąsiadami
uprawiającymi miłość na tarasie. Nieszczery sentymentalizm
okazuje się zasadzką, domem z werandą na tle jabłoni.
W obcym kraju.


z cyklu: zwątpienie


liczba komentarzy: 6 | szczegóły

supełek.z.mgnień

supełek.z.mgnień, 22 sierpnia 2021

Nadal tracę sny, w których mnie nie ma

Gdy naga siedzę z dzieckiem przy piersi,
przez okno wyglądam na zajętą
kolejnym szkicem, trenując codzienność
w stercie prania. Zamykam oczy,

które są od innej twarzy. I nie ma już pór
roku, jakbyśmy żyli w jednym dniu tygodnia.

Tutaj tak się robi, bo i Bogu można
się przysłużyć, i mężowi.


liczba komentarzy: 7 | szczegóły

supełek.z.mgnień

supełek.z.mgnień, 12 sierpnia 2021

Poza kadrem

Zanim staniemy się dla siebie ostatnimi ludźmi, próbuję
wyglądać jak na okładce Vogue’a, dokarmiając zakwas
na chleb, niby zmyślone konta randkowe. Całodobowe
czekanie jest czymś przed słowa, przed miłość. Ale blisko
od psa do wycia. Po zachodzie beton podwórek pełen jest

tęskniących pijaków, przypominających porcelanowe figurki
Matki Boskiej, w nieczynnej windzie. Po usta, po twarze
w dłoniach, po dłonie na twarzach, po buteleczki wódki
na drogę. Lampiony dźwigów, nawet moje piegi zajmują się
byciem w trakcie i boję się, że tak już zostanie.


liczba komentarzy: 7 | szczegóły


10 - 30 - 100  






Zgłoś nadużycie

 


Regulamin | Polityka prywatności

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1