22 sierpnia 2015
mimo braku miejsca
śniła mi się staruszka. bezczynnie otwarta, patrzyła w puste
parkowe alejki, stawały się nieswoje, gdy milczała i mówiła,
łąkowa i leśna. jak mim
na scenie. wróble wlatywały przez okno tramwaju, jakby chwila
była pełna powtarzalnych uniesień, jednak z dala od ludzi. obraz
przemieniał mnie w osierocone dziecko, lokalną gazetę na pniu,
karpie wtulone w szybę rybnego. musiałem zrozumieć, jak bardzo
śmierć wydaje się zasiedziałą sową, gdy z chlebowego ciasta lepię
grudniowe kwiaty, a mróz przebija pszczoły.
oddech wraca po czasie. sprawia wrażenie, że koty pamiętają
każdy strych, jak rzeźnik, który odkrawa milionowy kawałek
wołowiny. (niektórych to wzrusza).