2 października 2013
2 października 2013, środa ( Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje... )
Koli nic nie rusza, kiedy chodzi po lesie. Owady po ukąszeniu padają jak po muchozolu. Kola jest jak elew, odporny na wszystko i trudny do zarypania.Właśnie paraduje po kuchni w gaciach z zalotną dziurą na pośladku, po którym tęgo się drapie. To oznacza u niego trudny do wyobrażenia proces myślowy i jednocześnie, być może, bo nie jest to łatwe do osiągnięcia, zdziwienie. Dziś bowiem ogłosiłem dzień trzeźwości i zamiast codziennej, porannej setki spirytusu, ma kawę z mlekiem. Żeby nie czuł się urażony, dostał prawdziwe hawajskie cygaro. O! Uwaga! Właśnie oblizał końcówkę, powąchał, odgryzł kawałek i zaczyna z ukontentowaniem przeżuwać - u Koli nic się nie marnuje. Czego i wam życzę:)